czwartek, 31 maja 2012

uczynek bierności

wraz z apokalipsą
przymusowej edukacji
nastąpił nieoczekiwany
za to wyczekiwany
wybuch

więcej teraz przestrzeni
i czysto wśród pogorzelisk
trosk o percepcje insze niż własna

mój czas moje decyzje mój ja
moja wolność

nikt mi nie powie
jestem nierobem

ja w człowieku
w przejawie jego istnienia
w jego ciele i tchnieniu
widzę odbicie wszechświata
tak samo jak i w sobie

patrząc widzę
widzę czując
czując przeżywam
bardziej niż ci niektórzy
co się zowią
namiestnikami czynu

fanatyzm czynu
rodzi wyczynianie

chadzają takie cudaki
żałujący czynów
złych w skutkach
wyczekujący od siebie
czynów obfitych w nagrody

niech się szamotają
w tych przedśmiertnych konwulsjach

tymczasem
ja sobie popatrzę
i przeżyję
apokalipsę wyczynów

czwartek, 24 maja 2012

złoty zegar

jestem bogaty
w czas
po sekundy nawet się nie schylam
minuty rozdaję ubogim
nie liczę wyrzuconych w błoto godzin

bo nie ma rzeczy
bo brak ambicji
które chciałbym kupić

zegar tyka
świat mój dobiegnie końca

jestem ubogi
w zdecydowanie
i odwagę

boję się czynów
łatwiej brać

idę kraść wasz czas
a mój zegar
niech wciąż biegnie wstecz

ave bierność

poniedziałek, 21 maja 2012

choć mi więcej dają

ostanie naście
i najście myśli
niechcianych
dość bzdurnych
zbyt poetyckich
tak niedorzecznych w tym wieku
że aż infantylnych

a ja się boję
koniunkcji cyfr
dwa jeden zero pięć
i dziewięć trzy

bo myślałem dziś
kiedy wybije mój dzwon
kiedy zagrzmi po raz ostatni
i zakończy się bicie
wystrzałem materialnym

siedziałem dziś na dachu
przerabiając płucami motyw vanitas
wydmuchując życie
myślałem

że więcej i więcej
że ludzka masa jest niezbędna
dla ciągłości istnienia
myśli
sobie wciąż gówniarz
że sam chce kiedyś
skończyć swoją historię

ale pewnie
tak mu się tylko wydaje
skończy się kiedyś
młodzieńcza ikra
prędzej niż zapał
do nieżycia


piątek, 18 maja 2012

zła modlitwa

Ohydne
gnijące
wydzieliny
sączą się
z ucha z nosa z ust
parują toksyczne łzy

dłonie zastygłe
w proszącym geście
z wyczekiwaniem na twarzy
swym karcącym spojrzeniem
penetruje mnie
lepsza wersja
ten dobry ja

wyczytałem gdzieś
że brak cnoty
może być dowodem na jej istnienie

zły ja lubi to
szuka usprawiedliwień
chwyta się najbzdurniejszych faktów
rycersko broniąc
brudnych hedonizmów

robię rzeczy
różne w swej naturze
nijako wynaturzone
niby nic
nic się nic
nie stało się
działo
się oj oj
to nic

często świdruję lustro
oczami szukam kontaktu
bo podobno w nich dusza
a mając ją
podobno ma się jakieś granice
tymczasem
próżnia zza brązowej tęczówki
wysysa
plądruje

i widzę wtedy
że brak mi godności

sumiennie
udowadniam to sobie
co dzień modlę się
po swojemu




czwartek, 17 maja 2012

w młodych rękach wszystko

Czyli mówisz mi, że wszystko w moich rękach?
Ach tak! W naszych,
w naszych młodych dłoniach.

A nie wstyd ci trochę?
Zrzucać tak odpowiedzialność
na cudze, nastoletnie dłonie?
No nie wiem.

"Starość" mówisz?
To może połóż się od razu
do trumny?

Ale po co się denerwujesz?
Przecież tylko rozmawiamy.

O twoim lenistwie i wypaleniu.
Masz prawo leżeć odłogiem?
Zasłużony odpoczynek?
A cóżeś takiego uczynił?
Dziecko, tak?
I 30 lat pracy w przemyśle...

No to rzeczywiście!
Zwalnia cię to z myślenia.

Ale spokojnie!
Trzymam w garści okruchy twojej przyszłości,
to chociaż nie krzycz i daj skończyć.

Tylko nie rozumiem jednej sprawy.
Po co wciąż się wytrząsasz i pieklisz,
że to co nam pozostawiasz,
wysypujemy z rąk.
Wreszcie, nasze palce wciąż są dość cienkie
i nie strudzone pracą tak jak twoje.
Gróboskórne, tak jak i cała wasza osoba.
Czego się tkniesz to miażdżysz od razu.
Dotykać powinieneś tylko swoich starych gratów,
którym było dane znieść twoją siłę.
Weź ze sobą do grobu swoje konkrety.

Co z nami?
Będziemy pieścić dłońmi sprawy,
których nigdy nie pojmiesz i
roztkliwiać się na pyłkami myśli,
których już nigdy nie dogonisz.

niedziela, 13 maja 2012

niebyt

niebyt jest niezaprzeczalnie
zaprzeczalny sam przez się
w swojej zajebistości
i niecielesnym kształcie
wężyka zwieńczonego
bałamutną kropeczką

śmieje się ze mnie
gdy wyciągam do niego ręce
jak dziecko po lizaka
który mu się śni

bo rzeczywiście zabawnie
wyglądają psy
goniące w snach zające

nie lubię atomów
bo nie wiem po co drgają.

czwartek, 10 maja 2012

Myśli urwane # 2

Gorzki smak mój słodko
słodki na pozór
gorzknieje im bardziej się we mnie
wgryźć

/

Jak tak dalej pójdzie, to artystą będzie
każdy wąchający swoje bąki.

/

I umknął dzień cały
w cieniu mej niechwały.

/

Jej najwznioślejsze zbliżenie z innym człowiekiem trwało do chwili, gdy odrzuciło ją, tak jak resztę pasażerów hamującego autobusu, w tył.

/

Słodki zapach Absolutu
da się łatwo pomylić
z samouwielbieńczym swądem
spalonego karmelu.

Czasem się mylę
jak człowiek człowieczym
nosem wcale psim.

/

Tak jak dorasta się do smaku oliwek,
tak i do późnonocnej tęsknoty za księżycem.

/

Nie kocham tak często,
bo często gwałcę wcale.

wtorek, 8 maja 2012

jestę bo bd

współcześni dekadenci
bawią się
jedzą i piją
po sarmacku jak
z dziada pradziada
urody pościągane jak
z szyldów reklam uśmiechy
jeszcze swoich zębów

u nich
zawsze sjesta
zawsze 'jes taaa!'
i kciuki w górze jak
cezara głowę
ich również zdobią laury
komplementów
nigdy dość
gdy kontemplują
kontemplację
swej dogłębnej
kont.
analizy rzeczywistych stanów rzeczy
w tym ultra nierzeczywistym
poddanym obróbce wirtualizacji
świecie dekadentów
młodych
mało butnych
ogarniętych
kryzysofizmem
gospodarczej siły starczej
starych

'jestę bo mam myślałkę'
to ich sztuka
nieważne jaka
zawsze będzie moją epoką

bo nie wątpię
jesteśmy tworem autonomicznym
a z państewek osobowości
powstanie twór w pełni
suwerenny
i przyjdzie nam wymyślać
nową nazwę
tego kraju
wtórnej dekadencji
i jej epoki
nadchodzącej wreszcie
postinwentaryzacji  etyki
nie sklepowych etykiet

poniedziałek, 7 maja 2012

trójkąty w zebry

O Jezu, jesu
jestem czy już nie
wiem tylko trochę
o moim zmęczeniu

niewidocznym podmuchem
gasi płomień
waleczności dla ułomnych

A tak, taa
mnie się nie chce
misie nie chce
mnie to nudzi

to mnie męczy
gryzie smak
stresu
kofeina
nikotyna
to substancje
zapewniające smolistość
myśli rozlazłych
jak szerokie są płuca
gdyby tylko je rozciągnąć

trochę odłogiem
trochę krzyżem
leżę w koronie
maturalnych tematów
i zupełnie własnej
martyrologii ciała
co bytu się raczej wystrzega
a co chętniej o sobie
siebie, sobą, se

to mnie kręci
to mnie bawi
mi, mnie, moje
myśli niewysilne

co nie trzeba się
pochylać
wracać
gmerać

boski czyścić zamysł
i pucować
i czesać bokobrody
Mickiewicza

bo ja rozumiem Kochanowskiego
i nie chce o tym pisać
bo to właśnie wiem
o ile odtwórstwo to wiedza
a chyba takie widzimisię
albo nie widzimisię już nic

gotuję w skarbonce zebry w trójkąty