„CURIKOW” Maksyma Kuroczkina w reżyserii Ireneusza
Janiszewskiego zabrał mnie w podróż do piekła i pozostawił z piekielnie palącą
burzą (może i nawet pożogą) myśli. Sztuka… rosyjska – to dla widza nie jest
tajemnicą, ale jest istotnym punktem wyjścia, jeśli w pełni chcemy wczuć się w
klimat całego widowiska. O co więc się rozchodzi? Wyruszamy w podróż! Razem z współczesnym
Dantem – Aleksiejem Curikowem (Sławomir Kołakowski), niespełna czterdziestoletnim nowobogackim biznesmenem,
z któregoś z dużych rosyjskich miast. Punktem startu jednak jest już piekło, jest
kochanka w biurze, z którą liczne stosunki już nie wzbudzają emocji, nawet u
żony (wyśmienita Katarzyna Sadowska), która już nie pociąga i irytuje i jest jej kochanek, z którym Aleksiej Curikow
początkowo jedynie się droczy, i kompan z wojska – Aleksander Pampucha (Piotr Bumaj), który
nieoczekiwanie odwraca swoją obecnością stały porządek piekielnie podobnych dni. Z piekła obszernych apartamentów wielkich miast i ich pokrzywionych
mieszkańców, wraz z Aleksiejem, sekretarką – kochanką Maszą (Sylwia Różycka) i kochankiem żony –
Dimą (Filip Cembala), jedziemy do piekła – piekła starych podupadłych miast, blokowisk,
okraszonych krajobrazem kominów, dymu, smogu i drucianych kabli przesyłowych. Piekła,
w których zostawiamy, tak jak Aleksiej, starego ojca i wspomnienie nieżyjącej matki.
Bez wysiłku popychając lśniące walizki, cała trójka z fascynacją eksploruje
najbrudniejsze zakamarki i poznaje codzienność ludzi piekła. Zadając wulgarne w
swej prostocie pytania o miejsce Boga w tym chaosie i powód jego przyzwolenia
na istnienie takich miejsc. Bóg jest oczywiście, jest woźnym i bez słowa zbiera
śmieci po turystach, aby później w spokoju przysiąść i beznamiętnie palić
papierosa. Stąd też prosty wniosek, że piekło nie jest wynikiem buntu, bo aż
głupio buntować się przeciwko komuś, kto tkwi w biernej obserwacji, piekło to
obraz człowieka i tego co stworzył myśląc: „Hulaj dusza, piekła nie ma.”. W tym
świecie ludzkiego zepsucia Aleksiej spotyka ojca, który jest jak starcy z
wiersza A. Bursy „Dno piekła”:
„…hodowani dość często w
mieszkaniach
(przeciętnie na dwie klatki schodowe jeden starzec)
karmieni grysikiem
i podmywani gdy zajdzie potrzeba…”
trawją „…nieruchomo w proroczym geście…”.
(przeciętnie na dwie klatki schodowe jeden starzec)
karmieni grysikiem
i podmywani gdy zajdzie potrzeba…”
trawją „…nieruchomo w proroczym geście…”.
Stary Curikow, w niezrozumiały sposób, na przekór wszystkiemu,
żyje w piekle i „jakoś” mu się wiedzie. Zamknięty w ciasnych czterech ścianach
snuje piękne, zupełnie nierealne, idee odmiany ludzkiego porządku współbycia. W
całym zamieszaniu, zdaje się być samotnym źródłem pozytywnych wibracji, gdyż
jako jedyny zdaje sobie sprawę, iż ludzie (tu znów powrót do Bursy) mówiący:
muszę się wyrwać z tego piekła, tak naprawdę
„…obmyślają ucieczkę na inny
odcinek
po nowe nieznane przykrości…”.
po nowe nieznane przykrości…”.
Podróż do piekła wraz z Curikowem nie jest niczym przyjemnym
i nie będzie. Otwiera jednak oczy i umysł, a jeśli dobrze spożytkujemy obraz
przedstawiony przez Ireneusza Janiszewskiego, to otworzy także i serca. Ja bardzo
wyraźnie usłyszałem apel, iż skoro już jesteśmy tu razem i chociaż jest
nieciekawie, to w nas siła, aby nie sprawiać, by było gorzej. Polecam więc,
gorąco, piekielnie polecam, zachwycić oczy licznymi, utrzymanymi w
minimalistycznej estetyce, obrazami tworzonymi na scenie i mimo ciężaru emocji
płynących z niej, pośmiać się z tragizmu piekielnej codzienności dni
upływających pod znakiem zapytania. Bo nie wiemy nic, zostaje nam sterczeć bez
odpowiedzi i śmiać się kiedy tylko mamy ku temu możliwość.