poniedziałek, 30 kwietnia 2012

W otchłań piekieł z "Curikowem"

W jeden z piekielnie gorących dni, po dłuższej absencji, trafiłem do Teatru Polskiego na sztukę równie piekielną, jak smród ludzkich ciał w miejskim autobusie.
„CURIKOW” Maksyma Kuroczkina w reżyserii Ireneusza Janiszewskiego zabrał mnie w podróż do piekła i pozostawił z piekielnie palącą burzą (może i nawet pożogą) myśli. Sztuka… rosyjska – to dla widza nie jest tajemnicą, ale jest istotnym punktem wyjścia, jeśli w pełni chcemy wczuć się w klimat całego widowiska. O co więc się rozchodzi? Wyruszamy w podróż! Razem z współczesnym Dantem – Aleksiejem Curikowem (Sławomir Kołakowski), niespełna czterdziestoletnim nowobogackim biznesmenem, z któregoś z dużych rosyjskich miast. Punktem startu jednak jest już piekło, jest kochanka w biurze, z którą liczne stosunki już nie wzbudzają emocji, nawet u żony (wyśmienita Katarzyna Sadowska), która już nie pociąga i irytuje i jest jej kochanek, z którym Aleksiej Curikow początkowo jedynie się droczy, i kompan z wojska – Aleksander Pampucha (Piotr Bumaj), który nieoczekiwanie odwraca swoją obecnością stały porządek piekielnie podobnych dni. Z piekła obszernych apartamentów wielkich miast i ich pokrzywionych mieszkańców, wraz z Aleksiejem, sekretarką – kochanką Maszą (Sylwia Różycka) i kochankiem żony – Dimą (Filip Cembala), jedziemy do piekła – piekła starych podupadłych miast, blokowisk, okraszonych krajobrazem kominów, dymu, smogu i drucianych kabli przesyłowych. Piekła, w których zostawiamy, tak jak Aleksiej, starego ojca i wspomnienie nieżyjącej matki. Bez wysiłku popychając lśniące walizki, cała trójka z fascynacją eksploruje najbrudniejsze zakamarki i poznaje codzienność ludzi piekła. Zadając wulgarne w swej prostocie pytania o miejsce Boga w tym chaosie i powód jego przyzwolenia na istnienie takich miejsc. Bóg jest oczywiście, jest woźnym i bez słowa zbiera śmieci po turystach, aby później w spokoju przysiąść i beznamiętnie palić papierosa. Stąd też prosty wniosek, że piekło nie jest wynikiem buntu, bo aż głupio buntować się przeciwko komuś, kto tkwi w biernej obserwacji, piekło to obraz człowieka i tego co stworzył myśląc: „Hulaj dusza, piekła nie ma.”. W tym świecie ludzkiego zepsucia Aleksiej spotyka ojca, który jest jak starcy z wiersza A. Bursy „Dno piekła”:

„…hodowani dość często w mieszkaniach 
(przeciętnie na dwie klatki schodowe jeden starzec) 


karmieni grysikiem 
i podmywani gdy zajdzie potrzeba…”
trawją „…nieruchomo w proroczym geście…”.

Stary Curikow, w niezrozumiały sposób, na przekór wszystkiemu, żyje w piekle i „jakoś” mu się wiedzie. Zamknięty w ciasnych czterech ścianach snuje piękne, zupełnie nierealne, idee odmiany ludzkiego porządku współbycia. W całym zamieszaniu, zdaje się być samotnym źródłem pozytywnych wibracji, gdyż jako jedyny zdaje sobie sprawę, iż ludzie (tu znów powrót do Bursy) mówiący: muszę się wyrwać z tego piekła, tak naprawdę

„…obmyślają ucieczkę na inny odcinek 
po nowe nieznane przykrości…”.

Podróż do piekła wraz z Curikowem nie jest niczym przyjemnym i nie będzie. Otwiera jednak oczy i umysł, a jeśli dobrze spożytkujemy obraz przedstawiony przez Ireneusza Janiszewskiego, to otworzy także i serca. Ja bardzo wyraźnie usłyszałem apel, iż skoro już jesteśmy tu razem i chociaż jest nieciekawie, to w nas siła, aby nie sprawiać, by było gorzej. Polecam więc, gorąco, piekielnie polecam, zachwycić oczy licznymi, utrzymanymi w minimalistycznej estetyce, obrazami tworzonymi na scenie i mimo ciężaru emocji płynących z niej, pośmiać się z tragizmu piekielnej codzienności dni upływających pod znakiem zapytania. Bo nie wiemy nic, zostaje nam sterczeć bez odpowiedzi i śmiać się kiedy tylko mamy ku temu możliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz