poniedziałek, 16 lipca 2012

Vincent Minel

excuse me,
but I just have to
explode this body
of me.

a z eksplozji powstał Vincent Minel, osoba pozbawiona brzemienia ciała i zasad, nierealna, najbardziej wolna.
Vincent to przepustka, to wybawca, to słowa bez tożsamości osoby piszącego (o ile tylko zechce, aby takimi były).

to moje dziecko, moja glina. chcę być rzeźbiarzem.

Vincent byłby wdzięczny gdybyście go lubili. byłby zadowolony widząc, że ktoś lubi go słuchać.

http://www.facebook.com/vincenttheyouniverse

niedziela, 15 lipca 2012

paicześć

byebyebye

byebyebye



welcome.

empörend!

sam na sam
i wiem już jak łatwo być potworem

jam jak ta droga czekolada
co miała mieć orzechów więcej niż trzy
yumm yumm yumm


sam
wycofany ze sprzedaży
konsument nasz pan

wybrakowany i przeceniony
oczekujący terminu ważności
dawno już nieważny
etykietowany na nowo
i znów i znów i znów

winno się mnie chyba przetopić
przenicować ogniem
jak wiedźmy na stosie
jak Reichstag
heil ja

samokurzyciel
autopieniacz
ułomny strateg

wiem jak łatwo być
dyktatorem narracji
łamaczem percepcji

empörend!
sei du selbst
Bagatelle!

czwartek, 12 lipca 2012

72 dziewice.

zbyt łatwy ja
zbyt łatwa uciecha
tylko młode uszy
i usta

kolejna naiwność
kusi sumienie
kolejna próba
rozsądku
brak

od zawsze
to nowsze lepsze
świeższe niż
72 dziewice

zbyt łatwo
zbyt

uczuć kolejny
magazyn

dość zabawnie
toczy się beczka życia
jak ta Diogenesa

po prostu spada życie
kłoda - perturbacja
to logiczne

Nie mi być Hipokratesem
mnie być hipokrytą
co jedno przez się
z drugim gwałci

Mózg zdrowo napierdala
w uniesieniach
zbiorowych gwałtów
i tych indywidualnych.

środa, 11 lipca 2012

nurt ławica Karkonosze

jakkolwiek

brak manier
tak ich czasa'
mi brak ogłady

rozczapierzony
staram się zahaczać
najczęściej o nerwy

dość spławików
wędkarskich trików
za dżdżownicami nie przepadam
co poniektórzy

mącę wodę dla zabawy
jak już to kijem
od chwili
do chwili
gdy buty mokną
i rodzi się dyskomfort
zdarzy się nawet i wpaść
w głęboką wodę
ale umiem pływać
samo się wysuszy
tak jak sama woda płynie

mnie nie dane jest
spotykać złotą rybkę

ale zaraz
hobby na potem

brak mi zasad

nazwijmy to ekspresją
będzie łatwiej

nazwijmy mnie karykaturą
będzie autentyczniej

bo gdy tak na pozór
to tylko zabawa kijem
to czuję w ręku jak silny jest nurt

jak już wspomniałem

bywa że zmoknę
bywa że boli
i nigdy nie schnę
i nigdy nie moknę
do ostatniej nici.


niedziela, 8 lipca 2012

YOUniverse

trans muzyka
kierunek poezja
dodać zachwianie
cielesny szept ciała
wydech siebie z siebie
wykon' czyniony
i smugi wodzące po oczach
zamglonych jak pola
niepewnych gdzie rzucą cień

pozioma percepcja okolicy
koniec roku
bal maturalny świadomości
entuzjazm ekspresji
nieskalanej rozumem

trans wolność
kierunek życie
dodać troskę
cielesny zachwyt nad ciałem
wydech emanacji
obojnactwo serca
boleści szczęścia
nadludzkie to
bycie człowiekiem.

sobota, 30 czerwca 2012

hilarious me

samo się pisze to
samo się
samosia
ja
sam

słowo
znak
drogowskaz
kierunek ruchu
uczuć i emocji

zdaje mi się czasem, że między mózgiem a czaszką tworzy się kopuła zapachów wciąganych wraz z powietrzem

tańce podróże
percepcje szyny
filmy czas
moje moje moje
ja

za dużo za wiele
mnie

to jedyne jednak
co w zasięgu moich możności
ogarniania

ogarnij się Kopciuszku
już dawno po dwunastej

obowiązki
nie dla mnie
ja lotny zbyt
spontaniczny
ułożony

antagonizm goni antagonizm
prawo wieku
gówniak
robak
albatros z wiersza
co go bardzo polubiłem

mały ja nielot
co o lataniu bajdurzy
i codziennie wie
że daleko mu jeszcze
że brak mu węglowodanów
coby pobudzić
ożywić
skrzydła i
wzlecieć
muskając powietrzem liczne twarze

ludzie

i co
tak jak ja
może inaczej

nie wiem nic przecież
podobno to wiem

należałoby skończyć
ten wersotok
i ogólnie wszystko
coby było
tak dramatycznie

śmieszny ja.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

freedom trip

Od pierwszych chwil, najtrudniej było pogodzić się z wiecznym brakiem. Brakiem dosłownie wszystkiego, co wcześniej było na wyciągnięcie ręki. Poczynając od pieniędzy i jedzenia, a kończąc na połączeniu z internetem - musieliśmy poprzestać na tym co akurat posiadaliśmy, z nadzieją na ludzką życzliwość i własną zaradność. Nie było łatwo, pierwsze dni ciszy naznaczone były momentami frustracji, zupełnej rezygnacji i chęci powrotu. Byliśmy jak narkomani na detoksie, nie było dnia bez awantury. Krzyczało się ile sił w płucach i odchodziło w przeciwnym kierunku. Początkowo martwiliśmy się wspólnie o siebie, często zostając w miejscu rozłąki, rano cieszyliśmy się z powrotu drugiej osoby. Każdy z nas zaliczył taki epizod i każdy z nas już wie, że nie da się wrócić. Nas już nie było, gdy byliśmy na miejscu i żyliśmy "swoimi sprawami". My byliśmy już w drodze, gdy się spotkaliśmy, poznawaliśmy i gdy dorośliśmy do myśli o życiu naprawdę. Pierwszą przygodą na naszej trasie było pakowanie tych rzeczy "najprzydatniejszych" i zdanie sobie sprawy, jak niewiele potrzeba do rozpoczęcia wędrówki. Jak się wkrótce okazało nikt z nas nie zdawał sobie sprawy jak bardzo byliśmy więźniami. Widzieliśmy nasz plan jako krótki bieg tu i tam w promieniach słońca, jako przepłynięcie jeziora w blasku księżyca. Niemałe było nasze zaskoczenie, gdy przekonaliśmy się, że to tylko chwile, urywki zdarzeń jak z tych filmów, w które zdarzało nam się wpatrywać z lubością i tęsknotą.

Dziś, z perspektywy czasu, widzę jak było to piękne - nasze zszarpane wtedy jak struny głosowe relacje . Każdy musiał przeżyć "wyjście z gniazda" samotnie. Nie wszyscy od razu znaliśmy ten rodzaj autonomii własnego ciała i umysłu od reszty masy ludzkiej. Wspólnie już, nauczyliśmy się jednej z najważniejszych umiejętności: nie potrzebować. Byliśmy głodni jedząc, pijąc czuliśmy pragnienie, pracując potrzebowaliśmy pieniędzy. Poznaliśmy wtedy, że wolność smakuje najlepiej na pusty żołądek, z wywiniętymi na wierzch kieszeniami. Nauczyliśmy się prosić i szczerze dziękować. Ale przede wszystkim, nauczyliśmy się być szczęśliwymi ludźmi.
Było nas troje. Ja, Ona i On.

niedziela, 17 czerwca 2012

per... per... blee.

to nie ta noc
już ucieka
przed świtaniem
odchodzi
chwyta łapczywie
ostatnie czarne chmury
mówią mi
'idź spać póki...'

póki co?
ciemno
póty nie razi
rzeczywiste
to coś

to nie ta noc
nie to nic
w sercu
same troski
za dużo
za wiele!
i zbyt mało
nieustannie

ciemności mi się chce
ciemności nieustannej
wiecznej rozciągłej
nieprzerwanej namacalnej
nieprzeniknionej
znajomej
ze swego czarnego bytu

bo to już nie sprawa istnienia
to rzecz zmęczenia
troskami o sprawy
z których przelewa się jaźń

nie do zniesienia
ta cała percepcja!

czwartek, 14 czerwca 2012

po szynach

ciało żywe
widzialne
zza szyby
oddala się nienaturalnie

zjawiskowo mknie
siłą cudzą
na barkach nieożywionych
misternych machin

zazwyczaj oddala się
mając za cel punkt B
bywa i tak
sam ruch potrafi być celem

siła pchająca wsłuchuje się
w zamierzenia popychanych

obserwacja ta wymaga
dość sprawnego oka
zarówno mechanicznie
jak i empirycznie

wystarczy się zatrzymać
usiąść i użyć wzroku
pozwolić mu na konszachty
ze światłem co się odbija

zobaczymy
jak jedzie tramwaj
i pcha istnienia

sobota, 9 czerwca 2012

movie

jak w dobrym filmie
wszystko zdaje się
być na swoim miejscu
fabuła łączy się
nie brak płynności
w splocie
wydarzeń

wachlarz emocji
kreacji psychologicznych
śmietanki
najautentyczniejszych w fachu
aktorów

piękne pejzaże
bogate zdobienia pomieszczeń
gdzie ścierają się emocje

całokształt żywy
do złudzenia
prawdziwie realistyczny

a jednak płaczę
zaraz po klapsie
kończącym ujęcia


wtorek, 5 czerwca 2012

disco polo

tańczmy póki nam grają
póki ładują w nas
karkołomne potrzeby

tańczmy jak nam zagrają
niech nas poniesie
zdziczały tłum

tańczmy bo
mamy ręce i nogi
co poniektórzy
tylko nie mogą
machać w szale
ale na nich się nie patrzy
mamy wzrok
można go odwrócić

tańczmy póki starczy sił
dopóty grają inni

tańczmy bośmy młodzi
i winniśmy tańczyć
skoro tylko grają

ale po co?
ja nie wiem
ja mam to gdzieś
głęboko
we własnych ramach poczucia rytmu

mnie nie bawi disco polo


czwartek, 31 maja 2012

uczynek bierności

wraz z apokalipsą
przymusowej edukacji
nastąpił nieoczekiwany
za to wyczekiwany
wybuch

więcej teraz przestrzeni
i czysto wśród pogorzelisk
trosk o percepcje insze niż własna

mój czas moje decyzje mój ja
moja wolność

nikt mi nie powie
jestem nierobem

ja w człowieku
w przejawie jego istnienia
w jego ciele i tchnieniu
widzę odbicie wszechświata
tak samo jak i w sobie

patrząc widzę
widzę czując
czując przeżywam
bardziej niż ci niektórzy
co się zowią
namiestnikami czynu

fanatyzm czynu
rodzi wyczynianie

chadzają takie cudaki
żałujący czynów
złych w skutkach
wyczekujący od siebie
czynów obfitych w nagrody

niech się szamotają
w tych przedśmiertnych konwulsjach

tymczasem
ja sobie popatrzę
i przeżyję
apokalipsę wyczynów

czwartek, 24 maja 2012

złoty zegar

jestem bogaty
w czas
po sekundy nawet się nie schylam
minuty rozdaję ubogim
nie liczę wyrzuconych w błoto godzin

bo nie ma rzeczy
bo brak ambicji
które chciałbym kupić

zegar tyka
świat mój dobiegnie końca

jestem ubogi
w zdecydowanie
i odwagę

boję się czynów
łatwiej brać

idę kraść wasz czas
a mój zegar
niech wciąż biegnie wstecz

ave bierność

poniedziałek, 21 maja 2012

choć mi więcej dają

ostanie naście
i najście myśli
niechcianych
dość bzdurnych
zbyt poetyckich
tak niedorzecznych w tym wieku
że aż infantylnych

a ja się boję
koniunkcji cyfr
dwa jeden zero pięć
i dziewięć trzy

bo myślałem dziś
kiedy wybije mój dzwon
kiedy zagrzmi po raz ostatni
i zakończy się bicie
wystrzałem materialnym

siedziałem dziś na dachu
przerabiając płucami motyw vanitas
wydmuchując życie
myślałem

że więcej i więcej
że ludzka masa jest niezbędna
dla ciągłości istnienia
myśli
sobie wciąż gówniarz
że sam chce kiedyś
skończyć swoją historię

ale pewnie
tak mu się tylko wydaje
skończy się kiedyś
młodzieńcza ikra
prędzej niż zapał
do nieżycia


piątek, 18 maja 2012

zła modlitwa

Ohydne
gnijące
wydzieliny
sączą się
z ucha z nosa z ust
parują toksyczne łzy

dłonie zastygłe
w proszącym geście
z wyczekiwaniem na twarzy
swym karcącym spojrzeniem
penetruje mnie
lepsza wersja
ten dobry ja

wyczytałem gdzieś
że brak cnoty
może być dowodem na jej istnienie

zły ja lubi to
szuka usprawiedliwień
chwyta się najbzdurniejszych faktów
rycersko broniąc
brudnych hedonizmów

robię rzeczy
różne w swej naturze
nijako wynaturzone
niby nic
nic się nic
nie stało się
działo
się oj oj
to nic

często świdruję lustro
oczami szukam kontaktu
bo podobno w nich dusza
a mając ją
podobno ma się jakieś granice
tymczasem
próżnia zza brązowej tęczówki
wysysa
plądruje

i widzę wtedy
że brak mi godności

sumiennie
udowadniam to sobie
co dzień modlę się
po swojemu




czwartek, 17 maja 2012

w młodych rękach wszystko

Czyli mówisz mi, że wszystko w moich rękach?
Ach tak! W naszych,
w naszych młodych dłoniach.

A nie wstyd ci trochę?
Zrzucać tak odpowiedzialność
na cudze, nastoletnie dłonie?
No nie wiem.

"Starość" mówisz?
To może połóż się od razu
do trumny?

Ale po co się denerwujesz?
Przecież tylko rozmawiamy.

O twoim lenistwie i wypaleniu.
Masz prawo leżeć odłogiem?
Zasłużony odpoczynek?
A cóżeś takiego uczynił?
Dziecko, tak?
I 30 lat pracy w przemyśle...

No to rzeczywiście!
Zwalnia cię to z myślenia.

Ale spokojnie!
Trzymam w garści okruchy twojej przyszłości,
to chociaż nie krzycz i daj skończyć.

Tylko nie rozumiem jednej sprawy.
Po co wciąż się wytrząsasz i pieklisz,
że to co nam pozostawiasz,
wysypujemy z rąk.
Wreszcie, nasze palce wciąż są dość cienkie
i nie strudzone pracą tak jak twoje.
Gróboskórne, tak jak i cała wasza osoba.
Czego się tkniesz to miażdżysz od razu.
Dotykać powinieneś tylko swoich starych gratów,
którym było dane znieść twoją siłę.
Weź ze sobą do grobu swoje konkrety.

Co z nami?
Będziemy pieścić dłońmi sprawy,
których nigdy nie pojmiesz i
roztkliwiać się na pyłkami myśli,
których już nigdy nie dogonisz.

niedziela, 13 maja 2012

niebyt

niebyt jest niezaprzeczalnie
zaprzeczalny sam przez się
w swojej zajebistości
i niecielesnym kształcie
wężyka zwieńczonego
bałamutną kropeczką

śmieje się ze mnie
gdy wyciągam do niego ręce
jak dziecko po lizaka
który mu się śni

bo rzeczywiście zabawnie
wyglądają psy
goniące w snach zające

nie lubię atomów
bo nie wiem po co drgają.

czwartek, 10 maja 2012

Myśli urwane # 2

Gorzki smak mój słodko
słodki na pozór
gorzknieje im bardziej się we mnie
wgryźć

/

Jak tak dalej pójdzie, to artystą będzie
każdy wąchający swoje bąki.

/

I umknął dzień cały
w cieniu mej niechwały.

/

Jej najwznioślejsze zbliżenie z innym człowiekiem trwało do chwili, gdy odrzuciło ją, tak jak resztę pasażerów hamującego autobusu, w tył.

/

Słodki zapach Absolutu
da się łatwo pomylić
z samouwielbieńczym swądem
spalonego karmelu.

Czasem się mylę
jak człowiek człowieczym
nosem wcale psim.

/

Tak jak dorasta się do smaku oliwek,
tak i do późnonocnej tęsknoty za księżycem.

/

Nie kocham tak często,
bo często gwałcę wcale.

wtorek, 8 maja 2012

jestę bo bd

współcześni dekadenci
bawią się
jedzą i piją
po sarmacku jak
z dziada pradziada
urody pościągane jak
z szyldów reklam uśmiechy
jeszcze swoich zębów

u nich
zawsze sjesta
zawsze 'jes taaa!'
i kciuki w górze jak
cezara głowę
ich również zdobią laury
komplementów
nigdy dość
gdy kontemplują
kontemplację
swej dogłębnej
kont.
analizy rzeczywistych stanów rzeczy
w tym ultra nierzeczywistym
poddanym obróbce wirtualizacji
świecie dekadentów
młodych
mało butnych
ogarniętych
kryzysofizmem
gospodarczej siły starczej
starych

'jestę bo mam myślałkę'
to ich sztuka
nieważne jaka
zawsze będzie moją epoką

bo nie wątpię
jesteśmy tworem autonomicznym
a z państewek osobowości
powstanie twór w pełni
suwerenny
i przyjdzie nam wymyślać
nową nazwę
tego kraju
wtórnej dekadencji
i jej epoki
nadchodzącej wreszcie
postinwentaryzacji  etyki
nie sklepowych etykiet

poniedziałek, 7 maja 2012

trójkąty w zebry

O Jezu, jesu
jestem czy już nie
wiem tylko trochę
o moim zmęczeniu

niewidocznym podmuchem
gasi płomień
waleczności dla ułomnych

A tak, taa
mnie się nie chce
misie nie chce
mnie to nudzi

to mnie męczy
gryzie smak
stresu
kofeina
nikotyna
to substancje
zapewniające smolistość
myśli rozlazłych
jak szerokie są płuca
gdyby tylko je rozciągnąć

trochę odłogiem
trochę krzyżem
leżę w koronie
maturalnych tematów
i zupełnie własnej
martyrologii ciała
co bytu się raczej wystrzega
a co chętniej o sobie
siebie, sobą, se

to mnie kręci
to mnie bawi
mi, mnie, moje
myśli niewysilne

co nie trzeba się
pochylać
wracać
gmerać

boski czyścić zamysł
i pucować
i czesać bokobrody
Mickiewicza

bo ja rozumiem Kochanowskiego
i nie chce o tym pisać
bo to właśnie wiem
o ile odtwórstwo to wiedza
a chyba takie widzimisię
albo nie widzimisię już nic

gotuję w skarbonce zebry w trójkąty

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

W otchłań piekieł z "Curikowem"

W jeden z piekielnie gorących dni, po dłuższej absencji, trafiłem do Teatru Polskiego na sztukę równie piekielną, jak smród ludzkich ciał w miejskim autobusie.
„CURIKOW” Maksyma Kuroczkina w reżyserii Ireneusza Janiszewskiego zabrał mnie w podróż do piekła i pozostawił z piekielnie palącą burzą (może i nawet pożogą) myśli. Sztuka… rosyjska – to dla widza nie jest tajemnicą, ale jest istotnym punktem wyjścia, jeśli w pełni chcemy wczuć się w klimat całego widowiska. O co więc się rozchodzi? Wyruszamy w podróż! Razem z współczesnym Dantem – Aleksiejem Curikowem (Sławomir Kołakowski), niespełna czterdziestoletnim nowobogackim biznesmenem, z któregoś z dużych rosyjskich miast. Punktem startu jednak jest już piekło, jest kochanka w biurze, z którą liczne stosunki już nie wzbudzają emocji, nawet u żony (wyśmienita Katarzyna Sadowska), która już nie pociąga i irytuje i jest jej kochanek, z którym Aleksiej Curikow początkowo jedynie się droczy, i kompan z wojska – Aleksander Pampucha (Piotr Bumaj), który nieoczekiwanie odwraca swoją obecnością stały porządek piekielnie podobnych dni. Z piekła obszernych apartamentów wielkich miast i ich pokrzywionych mieszkańców, wraz z Aleksiejem, sekretarką – kochanką Maszą (Sylwia Różycka) i kochankiem żony – Dimą (Filip Cembala), jedziemy do piekła – piekła starych podupadłych miast, blokowisk, okraszonych krajobrazem kominów, dymu, smogu i drucianych kabli przesyłowych. Piekła, w których zostawiamy, tak jak Aleksiej, starego ojca i wspomnienie nieżyjącej matki. Bez wysiłku popychając lśniące walizki, cała trójka z fascynacją eksploruje najbrudniejsze zakamarki i poznaje codzienność ludzi piekła. Zadając wulgarne w swej prostocie pytania o miejsce Boga w tym chaosie i powód jego przyzwolenia na istnienie takich miejsc. Bóg jest oczywiście, jest woźnym i bez słowa zbiera śmieci po turystach, aby później w spokoju przysiąść i beznamiętnie palić papierosa. Stąd też prosty wniosek, że piekło nie jest wynikiem buntu, bo aż głupio buntować się przeciwko komuś, kto tkwi w biernej obserwacji, piekło to obraz człowieka i tego co stworzył myśląc: „Hulaj dusza, piekła nie ma.”. W tym świecie ludzkiego zepsucia Aleksiej spotyka ojca, który jest jak starcy z wiersza A. Bursy „Dno piekła”:

„…hodowani dość często w mieszkaniach 
(przeciętnie na dwie klatki schodowe jeden starzec) 


karmieni grysikiem 
i podmywani gdy zajdzie potrzeba…”
trawją „…nieruchomo w proroczym geście…”.

Stary Curikow, w niezrozumiały sposób, na przekór wszystkiemu, żyje w piekle i „jakoś” mu się wiedzie. Zamknięty w ciasnych czterech ścianach snuje piękne, zupełnie nierealne, idee odmiany ludzkiego porządku współbycia. W całym zamieszaniu, zdaje się być samotnym źródłem pozytywnych wibracji, gdyż jako jedyny zdaje sobie sprawę, iż ludzie (tu znów powrót do Bursy) mówiący: muszę się wyrwać z tego piekła, tak naprawdę

„…obmyślają ucieczkę na inny odcinek 
po nowe nieznane przykrości…”.

Podróż do piekła wraz z Curikowem nie jest niczym przyjemnym i nie będzie. Otwiera jednak oczy i umysł, a jeśli dobrze spożytkujemy obraz przedstawiony przez Ireneusza Janiszewskiego, to otworzy także i serca. Ja bardzo wyraźnie usłyszałem apel, iż skoro już jesteśmy tu razem i chociaż jest nieciekawie, to w nas siła, aby nie sprawiać, by było gorzej. Polecam więc, gorąco, piekielnie polecam, zachwycić oczy licznymi, utrzymanymi w minimalistycznej estetyce, obrazami tworzonymi na scenie i mimo ciężaru emocji płynących z niej, pośmiać się z tragizmu piekielnej codzienności dni upływających pod znakiem zapytania. Bo nie wiemy nic, zostaje nam sterczeć bez odpowiedzi i śmiać się kiedy tylko mamy ku temu możliwość.

sobota, 21 kwietnia 2012

od strony... dupy

Popuszczam wodze fantazji
jak to zwykło się rzec
galopuję czasem cwałując
niechybnie na barykady
rzeczywistych korelacji
coraz wyższych
wybujałych

głupi jestem i nieostrożny
wreszcie
nie po to się żyje

nie zastanawiam się
czy duszenie poduszką
pana Freuda jest
dość niesmaczne

myśli me
coraz niższe
i trwoży mnie
klatka wrażeń
emocji uczuć
odczuć intuicji

niskich potrzeb

klatka

a chciałbym
tak
sobą być
i mówić otwarcie

jak w dupie mam
wykresy Maslowa

dupa.

środa, 18 kwietnia 2012

Ciao Cielę

W prawo lewo
prosto wstecz
bez wytycznej
w górze dole
płytko i głęboko
gdzieś sobie lata
tak czy też siak
blisko i dalej
gwałci moją głowę
mocniej słabiej
w ciemni światła
wwierca się w mòzg
płciowość mapy fizycznej
Tu i teraz
tam i później
wczoraj dziś
jutro i po
bez znaczenia
wymyślne plany określeń

to co powyższe
może wprowadzić
w stan
Dezorientacji

niedziela, 15 kwietnia 2012

Ptaszki

Wiekopomna chwila. Już czas. Pora zabrać się za odznaczanie podpunktów w planie pomyślności. Skupić się na tych przyziemnych czynnościach. Zejść na ziemię chcę, aby móc później, po rozliczeniu się z tymi bzdurnymi sprawami tutejszymi, dać upust lotności głowy. Zaczyna się test, test woli, ten z najtrudniejszych. Batalia z samym sobą.

Fight!

środa, 11 kwietnia 2012

pod poduszką świat

chowam głowę pod poduszkę
chowam oczy
w obawie
przed przenikającym światłem
przekłuwającym je
wbijającym ostrze
w percepcję rzeczywistości

skrywam uszy
tłumię dźwięki
tych wszystkich jasnych spraw

jedynie powietrze
staje się niezbędnikiem
jedyną rzeczą z tego świata
bez której niemożliwe byłoby
życie z głową pod poduszką

dobrze mi jest
z głową pod poduszką

tchórzostwo
lenistwo
bierność

raczej

cudowność świata fantazji
cudowność świata głowy
pod poduszką

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Too Young To Die

Gdybym miał umierać, to nie bałbym się. Z zaciekawieniem obserwowałbym człowieka, z którego uchodzi życie. Bez zbędnych sentymentów pożegnałbym się ze światem, bez żalu wyznałbym, że tak naprawdę nic mnie tu nigdy nie trzymało. Gorąco ucałowałbym ludzi, których opuszczam, obiecując z uśmiechem, że nie zapomnę wysłać pocztówek. Szeptałbym zatrwożonemu ciału, żeby się nie bało i tłumaczyłbym sprawę nieodwracalnej rozłąki.

Gdybym miał umierać, to najlepiej w tej cieplejszej części roku, aby spektakularnie i na przekór obumierać właśnie, gdy wszystko w naturze budzi się do życia. I pisałbym wiele, gdybym miał umierać, o tym co kocham i nie bałbym się mówić ludziom jak są wspaniali.

I chociaż nie śpieszy mi się z tym umieraniem, to paradoksalnie i zupełnie dziś niemodnie, świadomość skończoności życia napawa mnie spokojem i radością, że to trwanie tu, w tym wszystkim ma swój limit. Cokolwiek zrobię z tą garstką czasu, to i tak, w obliczu końca staje się nieistotne. Dlatego nie boję się żyć, a wszystko, co mnie spotyka, kontempluję bez zbędnego pośpiechu.


niedziela, 8 kwietnia 2012

Niezbywalni

My i nasze demony
ja i moje potwory

uśmiechają się do was
zza masy ociekających goryczą liter
wersów i strof

w wulgarnych gestach
szyderczo
piłują na szpic pazury

są niekompatybilną częścią mojej natury
w cudownym planie pomyślności

i bardzo możliwe, że zbyt często
puszczam je bez nadzoru
hasają i demolują
te demony

są moje i
uczę się pilnie
żyć z nimi w zgodzie

bez przerwy szamotam się
z tymi zuchwałymi psotnikami
Fatalizm i Bezsens
tych dwóch już poznałem
i nawet polubiłem

wystarczy poprosić a odchodzą
z obietnicą rychłego powrotu
szanujemy się wzajemnie

obydwoje już rozumieją
autonomię i nietykalność mojego szczęścia

kochane urwisy!





piątek, 6 kwietnia 2012

Miś



jedziemy na wycieczkę
bierzemy misia w teczkę

Tak było kiedyś.
Dziś w wiecznej tułaczce
walczymy z 350 kilowym grizzly.

A ja...
... tak bym chciał być znów tam...
w czasach gdy powstawało to...
i śmiać się z misia
szczającego po gaciach.

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Spin me round

Każdemu może zakręcić się w głowie
od obrotów sfer niebieskich...



... nie wiem czy to dalej mnie bawi
czy może zaczyna już mdlić na potęgę.


niedziela, 1 kwietnia 2012

myśli kręcone

Zaczyna mnie to bawić
ta cała dezorientacja

moje fantazje
te bujne
i niechlubne dość
w swym żywiole
tragikomiczne
podsycane
a może raczej
podniecane
przez naturę
śliskie myśli

tak mnie to wszystko bawi
że bez skrępowania
po raz pierwszy
piszę o tym co zazwyczaj
chowam głęboko pod poduszkę
i przywołuję wyłącznie w snach

tak sobie snuję
rozdmuchuję żar myśli
z różnymi osobistościami

i dobrze wiem
że ta nierealność
w kilka chwil
słów i gestów
może stać się codziennością

zbyt wiele ryzyka
jak na tyle mnie

kręcących obiektów.

piątek, 30 marca 2012

Z głębi... maszynopis

Wszystko

tańczy wokół mnie
w tych obrzydliwie
i ohydnie pokrzywionych
maskoryjach
bawią się moim kosztem

ale przecież sam stanąłem w środku

szaleje wszystko
w najpaskudniejszym tego słowa znaczeniu
wszystko
rozmyte pijańsko
mieni się w swoich wściekłych barwach
gryzie i kłami wpija się w oczy
kąsa jaźń swoim rozhulaniem

ale chciałem przecież

podsycają ten ogień
w którego środku stoję
a dym dusi, wgryza się w płuca
i nie pozwala opuścić myśli
o przyziemnym powietrzu

sam tam stanąłem

ale ja już nie chcę
mam dość tych wspólnych maskarad
dość wołania o mannę z nieba
dość błagań o deszcz

boję się was...
tak jak osa o swoje gniazdo
naturalnie, tym samym najgorzej
boję się was
oprawcy

dajcie mi spłonąć
albo zaopiekujcie się
gdy poparzony
nie będę już dogodnym rekwizytem
do waszych szamańskich
tańców życia i śmierci

piątek, 23 marca 2012

Jajogłowy

Chyba nie wiesz na co się piszesz...

bo ja zapominam
bo gdy jestem, to najbardziej mnie nie ma
a kiedy jestem, to nie tam... nie tu

wiem, jak patologiczna jest moja wiara
jak wybujałe jest moje pojęcie bycia
wiem, jak bzdurnie brzmi większość moich słów


ale przede wszystkim... wciąż zapominam
nie roztkliwiam się (jakby mogło się wydawać) nad sekundami
a mój bezruch jest zupełnie pozorny

bo ja ciągle gdzieś biegam, uciekam i poganiam
a wszystko to zachodzi w otoczeniu mi najbliższym
tym, w którym czuję się najpewniej i najbezpieczniej
głęboko we mnie
cały czas... co innego
momentami nie do zniesienia
emocjonalny Alzheimer
ciągła droga, nie widoczna dla oczu postronnych obserwatorów
a dla mnie wciąż bezcelowa
i nie mnie osądzać, czy biegam w kółko
bo ja zawsze będę czuł pozorny ruch
i tylko żył czasami - w chwilach gdy tli się wątły płomień wiary,
iż tym razem wiem dokąd zmierzam.

Sama chyba widzisz... ten przesyt mojego ego w każdym wersie
liczebność słowa "ja" i jego odmian jest co najmniej obrzydliwa
i chociaż wiem czego chcę (albo tylko tak sądzę)
to nie potrafię jednoznacznie orzec czego potrzebuję.
Pretensjonalnie i egoistycznie oczekuję, że Ty mi powiesz...
i cały czas przypisując Ci znajomość definicji moich tęsknot
sam siebie gubię... będąc tym jakiego mnie widzisz...
zaczynam nie wiedzieć kim jestem
i powątpiewać... czy jestem czymkolwiek.

Są więc dni kiedy wolę Ci oszczędzić widoku
kogoś, kto nie wie czy jest.
Musisz mi uwierzyć na słowo, że tak lepiej,
nawet kosztem Twojego chwilowego niezadowolenia.

Wiosenne "A-kuku!"

Ciepło już
czas
schować szal
duszący krtań

pora roku
nakazuje oswobodzić
dłonie z rękawiczek
i rzucić wraz z kukłą
w niebyt
szaleńcze pęta
puchowej kurtki

wianek myśli
z wełnianych łodyg
winien oswobodzić głowę
i pozwolić wiośnie
pleść niestaranne warkocze

zrzucamy też ciężkie obuwie
to od twardego stąpania po ziemi
coby pokazać grawitacji
że nazbyt czuje się ważna

I jakoś tak słodko się robi
że te soczyste trawy
aż się proszą o nawóz
w postaci moich wymiocin
i gnojowych placków
uroczych cielaczków
(jakiż śliczny
iście wiosenny
głupiutki rym)


Bleh!

ale i mnie wreszcie to słońce przegrzeje i nim się obejrzę, będę się szczerzył dość idiotycznie, na tyle, aby jesień zachowała swój element zaskoczenia.

czwartek, 22 marca 2012

Śpiączka

Nie zastrzegam sobie
żadnych praw i
reguł wszelakich

Przed użyciem życia
konsultuję z lekarzami
i farmaceutami
egzaltację bytu

Staram się ostatnio
płynąc z rzeczywistością
tylko czasem zdarza się
że śpię za długo

więc nie mów do mnie
gdy wybieram sen
nie mów
bo ja już dawno
nie słucham.

sobota, 17 marca 2012

2 czerwca 2011r.

Kochałem kiedyś
kochałem z rozwagą
(tak sądziłem)
tak jak chciałem
kochałem i naiwnie
czułem się kochany
potrzebny niezbędny
(ha! jak Jan)

Należy wspomnieć
było bardzo zimno
wszyscy potrzebowali ciepła
mnie też było chłodno
samemu sobie
Gdy nagle pojawiło się
to stworzenie chcące
mojego ciepła
ociężale bo rozmyślnie
dałem je

I faktycznie było ciepło
do razu pierwszego
a zarazem ostatniego
(niemożliwy do rozszyfrowania wyraz)

Ciepły termofor na całe ciało
stał się zimnym workiem lodu
otulającym złośliwie cały mózg

I faktycznie
trochę spadła
temperatura moich czułości
moc wiary w ludzi

Teraz to tylko mój problem
sprzedać kolejnej osobie
siebie z chłodno myślącym umysłem
ale wciąż ciepłym i
ciepła potrzebującym ciałem

W tym moja siła
każda krzywda okazuje się być
skarbem upiększającym

Mam nadzieję, że takie moje
akcesoria w niczym nie przeszkodzą
ujrzyj ich estetyzm i
podobaj się dalej.

(Pociąg PKP, kierunek Kraków, Ballantines, kilka drzew na szczerym polu)

czwartek, 8 marca 2012

Apel do homo sapiens

Coraz bardziej do Boga podobnyś
człowieku
jak dumnie to brzmi
gdy mówisz o molekułach
o tworzeniu od podstaw
zniewalaniu materii

Obyś jednak się nie przejechał
w wyrazie swojej kreatywności
tak jak raz Bóg
na Tobie
pokraczny człowieku

wtorek, 6 marca 2012

Myśli urwane # 1

Życie jest mi tak potrzebne
jak poranny papieros.

\

Światu potrzebne jest globalne ocieplenie
kontaktów międzyludzkich

\

Każdy w życiu musi wybrać:
czy chce być penetrowany przez system,
czy system chce penetrować.

piątek, 24 lutego 2012

jakiś wiersz

Jakoś się żyje
jakoś leci
i nawet układa się
jakoś wszystko to
życie jakoś się
toczy

pędzi z górki
a nawet spada

jakoś szybko tak
żyje się
nawet tęskne melodie
pobudza
i trzyma w ryzach tempa
silny bit
narzucający wszystkim
wspólny pośpieszny krok

Inny sobie możesz być
inny płot samochód
glazura i kot
może nawet rasowy
możesz mieć dobre dzieci
i krnąbrnych wnuków
o! i rogi nawet
żona ci dorobi
jak z woli własnej
sobie taką wybierzesz

Ale serce
to inna sprawa
ma bić zdrowym
identycznym dla każdego
tempem swoim
oddychać masz cały czas
nie mnie i nie więcej
powinieneś się zdyszeć
i dusić
jak inni rzecz jasna
z równą częstotliwością

zamykaj oczy gdy ciemno
otwieraj za dnia i patrz
(widzenie nie wymagane)
pilnuj się!
trzymaj tempo!
o ile dalej tobie inność w głowie
samochód przecież stary
plot należałoby odmalować
kot zmarkotniał i drapie
a glazura już nie modna
fugi czarne

I będzie to
jakoś szło
pchało się wprzód
z prędkością gubiącą epitety
by było jakoś
tak bez określeń
oby wciąż
identycznie.

środa, 22 lutego 2012

Udawacze

a kiedyś ty był człowieku sobą?
prawdziwie czysty
czysto prawdziwy
samotnym "ja" bez epitetów
bez skazy
taki
nieudawany

bo mnie się jedna nasuwa odpowiedź
że dziewiczą prawdziwością
przyszło tobie grzeszyć krótko
jeszcze w łonie matki
nim tobie kurtyna warg maminych
nie odsłoniła świateł jarzących
pókiś nie dotknął stopą
pogniłych dech świata sceny

wraz z pierwszym spojrzeniem
któregoś ze wcześniejszych bohaterów
stałeś się nie sobą
a marionetką gdybań
pacynką oczekiwań

a więc rekwizytem byłeś
w rękach udawaczy
którzy tobie szukali użyteczności

gnietli cię aż krzyczeć zacząłeś
pierwsze kwestie
wplotły cię szybko
w wartką akcję
potok zdarzeń
nieudolną improwizację
mnóstwa udawaczy

prawdziwym więc już nie będziesz
zaakceptuj skazę fałszu
swojego samo mniemania

a kiedy to spełnisz sumiennie
zostanie ci już tylko
przywdziać kostium
zgodnie ze swą estetyką
dobrać maskę
i być aktorem
pośród całego motłochu
niczego nie świadomych
"prawdziwych" udawaczy

poniedziałek, 20 lutego 2012

kaftan

a gdy wielcy już umrą
kiedy pokryją się kurzem
wszystkie zasłużone Noble
gdy powstaną wszystkie
dzieła sztuki i gdy każde
dzieło będzie nosić jej miano

zostaniemy my
bez Nobli i bohaterów
wodzeni za nos
obrazami hedonizmów życia
prowadzeni za rączkę
ku nieznajomej nam lepszości

nikt nie powie nic
o żadnych dokonaniach
wcale każdy powie
o tym co mogliśmy

słyszałem że mamy potencjał
że te Noble Oscary
i niepowstałe dzieła
jeszcze sztuki
będą jeszcze nasze

przepraszam ale nie widzę tego
nie widzę niczego w tym co jest
widzę jedno wielkie nic
wśród wszystkich nas
puste słowa
puste emocje
brak motywacji
na ich ekspresję

i ten strach o twarz
o to by przypadkiem
nie była grymasem szaleńca

niedziela, 19 lutego 2012

skończone

i pusto już
emocje opadły
alkohol wypity
pieczone ziemniaczki
dawno już strawione
nawet umyte są już talerze
i sztućce dokładnie wyparzone
obsługa wróciła wreszcie do łóżek
my doczołgaliśmy się do bardziej lub mniej
własnych pościeli zawsze świeższych niż ciało

a zaczęło się tak bardzo niedawno hucznie z pompą
ktoś krzyczał zapomniał wódki rudej swojej ktoś
pozamieniał numerki w szatni z płaszczami
ktoś przywitał ucałował polik ktoś
polał szampana i powiedział
słowa ktoś rzewne o
rozstaniu ktoś
mówił

i pusto już
i znów
jakaś
taka
tera
źna
trzeźwość

wtorek, 14 lutego 2012

Bez tytułu, co by nie przekombinować

Było minęło
ciągnie się kontinuum
rutyny

Tylko trochę inaczej
bardziej obco
jednak cieplej
przeto straszniej
          kiedyś po cieple
          nadszedł ból
          to stąd obawy

Zgładzę jednak niepewność
                       Dla Ciebie
i będę przekonany
o oczywistości Twojej
wybitnej jedyności

Trzeba Ci tylko
odrzucić strach
przywdziać pewność
bo to czego się boisz
staje się prawdziwe
istniejąc tylko w
myśli Twojej

A mnie potrzebna
każda pewność
w chwilach
niepewnego spokoju

niepokoju

piątek, 10 lutego 2012

CUD

Nie będę prosił
Jezusa Chrystusa
Ducha Świętego
i Marii Zawsze Dziewicy

o zbawienie

jestem
i sam się zbawiam
myślą i refleksją

intuicyjną
ludzką wiarą
w wyższość
nadprzyrodzoności

jestem
rozrodczym pierwiastkiem
życia

jestem
sumieniem własnym
które robi źle
robiąc coś wbrew
własnym osądom
nie wytycznym ogółu

jestem stworzony
dobrze i do dobra
tworzenia stworzony
jestem

w chaosie
niepewności istnień
istotny jestem też
w nieistotności swojej
widzę priorytetową wiadomość
'żyj i życiem bądź'
o tym jestem przekonany

żyję więc

oddychając poruszam
pierwiastki
tego poukładanego chaosu
nasze atomy
naszego nieładu
gdzie wszystko
ma swoje miejsce
i cel

to jest właśnie cud.




środa, 8 lutego 2012

EY hEY! YupPy Ey Hooy U eY (?!)

Udało się
Gratuluję dziś sobie!
Najcięższe za mną.
Wszystkie trudne daty
w transferze wspomnień
nie zniszczyły przeciążonej
stacji myśli trwałych

Puste fragmenty zapełniłem
nowymi informacjami
błędne operacje
anulowane
oczyszczanie i defragmentacja
zakończone

bo minął rok
i żyję
i będę żył
coraz więcej
już się śmiejąc

bałem się
że będzie trudniej

że nie uda się finalizacja
robotycznej budowy
umysłu
że emocje...

cóż. wciąż zostaną.

ej?

wtorek, 7 lutego 2012

Mr Chcleń

Czego ja chcę?
ale po co
w ogóle chcieć
czegokolwiek

nie uważałem
na wykładach
z próżności
z ambicji
z żądzy władzy
z miłości
ze ślepoty
i z pracy w grupie

wiem wiem
czegoś tam
mógłbym chcieć
jednak chęci kosztują
gdy się zachce
należy przedsięwziąć
długotrwały proces dążenia

nikim mogę być ot tak
jestem i będę kiedy zachcę
panem Z. Nikąd

określoność pana S. Tąd
mnie przerasta
zbyt tu i teraz
zbytnia uciecha
z samej tożsamości

nietożsamo się czuję
normalny powie
jestem pieprzonym leniem

cóż.

(z lenistwa tu kończę)

piątek, 3 lutego 2012

bez życia

ciągnie się
papierosa
powoli
z
namaszczeniem
niszczy
się
płuca
zaczadza
się
organy

sączy się
kawę
trzecią
już
popołudniową
drażni
się
żołądek
już
pusty

bez
siły
ego
wielce
wypoczywa
i
gdzieś
ma
cały
świat

kontinuum
zbyt
długiego
kaca

wtorek, 31 stycznia 2012

konik, konik - na biegunach

Całe pokolenia przyzwalają
na "robienie się w konia"
dryfują na biegunach
różnią się od siebie myślą
jedni prawa odnoga
inni lewa - dla prawej
opozycja

I bujają się
już wpólnie
a na nich rozkołysana
nadzieja chwiejna
jeszcze młoda
bezpiecznie w siodle
usadzona obsraną
pupcią swoją
nie zna nawet Gombrowicza
i durnowato cieszy się,
że teń kuń pod nią -
 - to prawdziwy!

myli niewinne bujanie się w miejscu
z prędkością rzeczywistego galopu

I tak ją koń drewniany -
 - dziedzictwo całych pokoleń
                   
                                     robi w konia
                                     dla kolejnych
                                     młodych pociesznych
                                     szczerbatych nadziei.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

każdy swoją ma

chcemy nie chcemy
rzeczywistość nas dotyka

jednych bardziej
innych mniej

niektórzy leżą jak cnotki
pod napastliwym dotykiem
panicznie świdrują oczami otoczenie
zamiast spojrzeć rzeczywistości
prosto w jej przekrwione oczy

są tacy co zgrabnie się z nią pieszczą
dotykając tam gdzie trzeba
otrzymują w zamian swoje upragnione orgazmy
co nie zmienia faktu
że wciąż są kurwami rzeczywistości

jeszcze inni to ofiary
dzikiej furii
gwałtu bez litości
rzeczywistość została im tylko
pod paznokciami
w wymazie z mentalnej pochwy
ślady DNA rzeczywistości

nieliczni mogą się poszczycić tym
że bezczelnie biorą rzeczywistość
i robią z nią co chcą
czy to 69 czy doggie style
czy to kamasutra na kutrze
czy furczenie aż się futro utrze
biorą jak tam sobie kcom
kiedy i gdzie

bo oni właśnie wiedzą
czy rzeczywistość chcą
jak chcą to wiedzą czego
na co mają ochotę
co lubią
jak im robi i co robi dobrze

ja lubię z rzeczywistością grać w berka
i czasem pograć w chowanego
albo w karcianą wojnę

bo hazard, seks, dragi
alkohol i rock'n'roll
to zabawy dla dorosłych
z ich dorosłą partnerką
rzeczywistością

piątek, 27 stycznia 2012

Coma

Sny o wielkości
nabierają realności nocą

dlatego tak bardzo lubię
przesypiać dni
aby budzić się i
bez możliwości działania
zatapiać się w dalszych
cudownych wizjach
pomyślności i spełnienia marzeń

a gdy wszystko zaplanuję
i powiem sobie "jutro"
idę spać
z nadzieją, że jutro
znów będzie za późno
nawet na próbę
metamorfozy myśli
w trudne czyny

będzie za ciemno
za śpiąco
zbyt spokojnie

bo klimatycznych chwil
nie marnuje się na działania
trzeba je kosztować
i dać przepełnić
ich nastrojowością

chyba nigdy nie będzie mi dane obudzić się

wtorek, 24 stycznia 2012

Greed

Zachciało się nam zdominować
abstrakcyjne pojęcie wartości
nadrukowaliśmy więc papierków
kolorowych historycznych
nie do podrobienia

Gdzieś ktoś kiedyś
był naiwny
sądząc że papierek zaspokoi
ludzką chciwość

Gdzieś ktoś kiedyś
chyba myślał
że kilka cybernetycznych cyfr
da komuś przeżyć życie

Wydawać by się mogło
że to pieniądz wszystko zabił
ale tak jak to już bywa od tysięcy lat
człowieka zabija człowiek
człowiek człowiekowi odbiera
z chciwości
z wiecznego źródła zła
które jest wpisane w jego naturę

Nie winny jest więc geniusz idei
materialnego pojęcia wartości
Winny jest
i
chyba
zawsze będzie
człowiek.

piątek, 20 stycznia 2012

Konsekwencje

Chyba trochę zboczyłem z kursu.
Podryfowałem w chwili zmęczenia.
Z góry przepraszam.
To się zdarza przecież każdemu.

Rzecz ludzka, czasem się zamyślić.
Stracić punkt odniesienia.
Nawet jeśli wciąż nie znalazłem gwiazdy polarnej.
I za cholerę nie wiem, gdzie się podziała Wielka Niedźwiedzica.
Rysuję swoje własne mapy.
Grubym konturem zaznaczam brzegi,
o które obiły się bale mojej tratwy.

Bez znaczenia jest też fakt,
że mój ocean to ogrodowy basen.
Na horyzoncie zawsze widać dom.
Wszelkie prawdy czekają wraz z suchym ręcznikiem
i matczyną uwagą na temat sinych ust.

One muszą nie raz zsinieć.
Skóra musi być gęsia.
Każdy powinien zadryfować w głąb siebie.
Nawet w formie dziecięcej zabawy.

Trzeba umieć sobie przypomnieć,
ile radości przynoszą małe przeżycia.
Zobaczyć do jakich rozmarów urastają,
pod szkłem lupy, zwanej wyobraźnią.

środa, 18 stycznia 2012

Nowhere place

Dzień dobry.
Z tej strony pan Z. Nikąd.
Dzwonię zapytać
Jak z Gdziekolwiekbądź
dostać się do Jakkolwiekby
Obecnie jestem w Gdzieśpomiędzy.
Sądziłem, że będą państwo
to wszystko doskonale wiedzieli.
Na jakiej podstawie?
Bezpodstawnie rzecz jasna,
niejasny okazał się wasz szyld.
Znak zapytania bowiem
sprawił, iż pomyślałem,
że do was skieruję moje pytanie.
Też nie wiecie?! Ach rozumiem.
To zupełnie tak jak ja stety, tudzież nie.
Szyld za to pierwsza klasa.
Blaszany, solidny, z neonami.
Muszą państwo kończyć.
Straszna szkoda.
Tak bardzo lubię rozmawiać
o szyldach
                          z kretynami.

wtorek, 17 stycznia 2012

Virus

Jeden sen
i wszystko zmarnowane

całe miesiące rekonwalescencji
na nic
moje słowa o wyzdrowieniu
hipokryzją
było mówienie o wolności
od myśli o Tobie

idiota po trzykroć

znów wracam
do kaplicy wspomnień
symulacji gdybań

Wirus, wirus, wirus.

Bakteria najgorsza.

wżerająca się w mózg
wysysająca myśli

ale chyba i Ciebie ktoś zaraził
dlatego tak trudno mi
zwyczajnie Cię nienawidzić



sobota, 14 stycznia 2012

made in poland

To bardzo trudne
zmieniać się
podkładać
widząc cel
przez pryzmat twoich zachowań

Nieciekawe uczucie
obawa przed byciem
niemoc ze strachem
o twoją bojaźń

nie dziwnie więc
że teraz oddycham
pełną piersią, ile mogę
tylko

i wiem
że i powietrze zrobi się
nudne

wiem, że wiele w tobie
śpi, cicho pomrukując

w gruncie rzeczy samotno tu
obco, jak to za granicą

bądź jedną z pierwszych osób
które zobaczę
swoim polskim okiem

a potem stań się
jedną z istot
o której będę myślał
swoim mózgiem
z napisem

MADE IN POLAND

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Sklep chwil


kupujcie bierzcie
tu i teraz
tanio szybko

chwytajcie pożyczki
moich uczuć i emocji
zadłużajcie się we mnie
i oddajcie swoje marzenia

Dajcie małe druczki
zapewnienia wypłacalności
doczesnych istnień waszych


A ja
wam się sprzedam
rozrzucę
pliczki wrażeń
wzruszeń inspiracji
szczęścia fascynacji

będzie wam i mnie wspaniale
bo nie śmiem nawet
prosić o odsetki
czy też zwrot
wyrżniętych z życiorysu wspomnień

Na wynos smakujcie
rozgryzając uważnie
zbyt duże kawałki
stać się mogą przyczyną
zgonu

niewypłacalności.

niedziela, 8 stycznia 2012

trochę w tyle

Chociaż trochę w tyle
i dalej nie nadążam
Wciąż dopiero zagrzewam
niezdarnie trenuję życie

to nie martwię się

Wszystko w końcu płynie
swoim miarowym spokojnym rytmem
może wciąż ciut za szybkim
zbyt dynamicznym barwnym
obwitym w nowe smaki

to nie martwię się

a nawet jeśli
wciąż tli się bojaźń
że to wszystko to za długi
za dobry długi sen

to nie martwię się

Tak jak dla najmłodszych
prawdziwy jest Św Mikołaj
tak dla tych pogubionych
niepochlebców rzeczywistości
prawdziwy jest spokój
              i przejmujące poczucie szczęścia

bądź i Ty szczęśliwa
najmniejsza Istoto
a może los uczyni Cię
symbolem nowego rozdziału
Nową księgo kolejnych
tak nierealnych szczęśliwości
których wciąż nie rozumiem

o to
         nie martwię się wcale.

czwartek, 5 stycznia 2012

This is my religion

Wszystko co piszę jest wynikiem pewnych przekonań. Wokół własnych wierzeń rozgrywam starcia kultury, ludzi i mnie samego. Jestem zwolennikiem tezy, iż należy w coś wierzyć - oby tylko nie było to byle coś. To dość trudne, otworzyć się, zebrać myśli w jedno i opisać podstawę swojego umysłu. Postaram się przedstawić Wam swoją autorską i indywidualną wizję fundamentalnych praw ducha. To, że jest autorska nie znaczy, że uważam ją za unikatową, chociaż dla mnie osobiście taka jest - wszystko co przeczytacie poniżej do efekt głębszych przeżyć i owoce niekończących się pytań.
Wierzę w nieskończoność i wieczność we wszystkich wymiarach. Każdy atom to Wszechświat, każdy Wszechświat to atom. Coś na zasadzie dwóch luster naprzeciw siebie i nieskończonego odbicia.
Wierzę w równowagę we wszystkich możliwych płaszczyznach materii i życia, wszystko co boskie do niej dąży - zaczynając od mnie osobiście niezrozumiałych praw natury po kolej "złych" i "dobrych" dni.
Stąd też wiara w sprawiedliwość - dalekosiężnie patrząc można ją dostrzec. Gdzieś musi być głód, aby gdzie indziej panowało obżarstwo. Ktoś traci, gdy inny zyskuje (proszę nie zniżajcie tej myśli do pieniędzy).
W końcu, wierzę w Zamysł, Energię, Myśl, Siłę Sprawczą - jak tylko mogę uciekam od gwałconego przez ludzi słowa "Bóg", który w dodatku jest "Panem" (najlepiej z siwą brodą, pośród aniołków i chmurek siedzi na złotym tronie tuż za złotą bramą). Na jego obraz stworzeni nie dotyczy zupełnie materialnych kwestii wyglądu. Bóg zamyka się dla mnie w dwóch abstrakcyjnych (nienamacalnych i niewyobrażalnych) pojęciach: Moc i Myśl. Tak jak Zamysł mamy Moc tworzenia i Myśl abstrakcyjną.
Wyznając powyższe, własne odczucie Boga, wierzę również w siebie - Siła Sprawcza, Energia, Moc jest we mnie. Jest i zawsze będzie. Gdy czegoś pragnę, nie potrzebuję klękać i modlić się do symboli. Wystarczy drobne przypomnienie sobie o cząstce Zamysłu w człowieku, aby poczuć bezpieczeństwo i spokój w świecie tak szczegółowych, w gruncie bzdurnych spraw w obliczu nieskończoności. Czucie tej malutkiej więzi z Absolutem wymazuje strach "o jutro".
Prócz tego podoba mi się idea Karmy (dlatego też mam zamiar skończyć z mięsem).

Nie mam nic przeciwko istniejącym wiarom, jednak uważam, że zbyt mały nacisk kładzie się na właściwe wytłumaczenie symboliki w nich zawartych. Prawdy Biblijne są bardzo uniwersalne i w 99.9% je popieram., nie podoba mi się jednak bierność w wyznawaniu ich przez większość wierzących. Wiara zabudowana strachem o stawianie głębszych pytań. W moim mniemaniu aby dojść do prawdziwego odczuwania wiary, trzeba wcześniej odrzucić wszystko, otworzyć szeroko oczy i uważnie obserwować, nieustannie zalewając swój umysł pytaniami. Nic z zewnątrz nie ma możliwości udowodnienia nam istnienia czegokolwiek metafizycznego. To powinno rodzić się samo, wykluwać z wnętrza, a nie być w człowieku sadzone przez instytucje. Oburza mnie precedens "wychowywania w wierze". To totalna głupota i pranie mózgu dzieci, których umysły są najczystsze i najowocniejsze. To z takiego "wychowania" powstają malutcy a potem groźni fanatycy, którym kochający rodzice odebrali możność samodzielnego budowania sfery sacrum. Zamiast tego wlepili schemat, niekoniecznie pasujący, a co gorsza - zamykający drogę egzystencjalnej refleksji.
Mamy XXI wiek, latamy na księżyc, a nie jesteśmy w stanie wyjść w kwestii wiary poza starożytną, męczoną przez średniowiecze, aż do dziś symbolikę. Kłócimy się o słowa: Bóg, czy Allach; Jezus, czy Mahomet. Jakie to ma znaczenie? Mój Zamysł podpowiada mi, że nie ma żadnego.