czwartek, 15 grudnia 2011

Desert close to desire

365 dni
zaczyna kąsać
sam fakt, że
mijając zostawiły mnie
w tyle

widzę jak czas ucieka
gdzieś na horyzoncie
rozsądek nakazuje
nie spuszczać go z oczu
a nogi ociężale przedzierają się
przez wodorosty wspomnień

sporo piachu rzuciłeś mi w oczy
przy każdym mrugnięciu wysypuje się
pod spętane stopy

Stałem się więc pustelnikiem
Ale tu pusto i cicho
bezradośnie i wcale tragicznie

Czas ucieka
widzę go na horyzoncie
z lotu ptaka
z widokowej mej pustyni

Zabrały cię sekundy
porwały jako zakładnika
nie zapłacę
bo nie warto i minęło

Te zbiegłe dni miesiące
to moi wybawcy
I źle im się odpłacam
jeśli zdarzy mi się zauważyć
że nie pamiętam
jaką nosiłeś torbę.

piątek, 9 grudnia 2011

Monolog Doriana

To nie tak, że ja nie myślę. Nie chcę żebyście mnie źle zrozumieli, to nie tak, że silę się na dojrzałość. Ja wiem, że myślę więcej i bardziej, a przez dojrzałość zdaję sobie sprawę , że tak jak ja teraz przedstawiam się wam, tak przedstawią się inni. Ludzie tego miejsca, moi  przyjaciele, tak samo jak ja, przekonani o tym, że myślą - dojrzale myślą. Nikt jednak nie nazwie tego, co nazywam ja, nie przyzna się nieprzymuszenie do słabości i błędów. Ja, w epoce wyjebizmu, wszystko wam powiem, bez tajemnic... w końcu, brak tabu jest takie popularne.

niedziela, 4 grudnia 2011

She loved cute cats

Była sobie. Taka... o, sobie była. Znaliśmy się kiedyś. Wtedy się znaliśmy. Rozmawialiśmy, wspólnie cieszyliśmy. Miło upływały chwile. Na tym wspólnym etapie. Póki nikt nikomu nie miał nic do zarzucenia. Jednak stało się wreszcie. Słodka istota, zaczęła wystawiać pazurki zza miękkich łapek. Dziwnie przestała słuchać rad, które wcześniej tak ją wciągały i istniały coraz bardziej w jej życiu. Póki egzystowała w przekonaniu, że sama jest idealna w złym świecie, było dobrze. Sprawa zaczęła się zaostrzać, gdy mówiłem uroczej istocie, o fałszu i gnuśności jej upodobania do samej siebie. Sądziłem, że rozumie, ona sprawiała wrażenie słuchającej i poważającej słowa osoby, która myśli, iż coś znaczy w życiu urokliwości w samej sobie. Działo się inaczej niż sądziłem. Nasza cudowność sprytnie i początkowo zupełnie niezauważanie, zaczęła oddalać się, zapierała się przed każdym słowem osoby, która wciąż chciała w nią wierzyć. Chciałem wierzyć, że potrafi, że gdy mówi, iż rozumie, to tak jest w istocie. Oj, jak bardzo się myliłem.
Jest sobie. Taka... o, sobie jest. Nie znam jej już. Nie rozmawiamy. Raczej rzucamy komunikatami werbalnymi. Próbowałem, cokolwiek zdziałać. Ona sobie jest dalej, sama dla siebie. Cudowność sama w sobie, cudowności tworząca. Sama przez się mianowana sztuką. Sama sobie hołdująca. Swoją prawdą żyjąca. I właściwie nie powinno mnie to boleć, gdy sam mogę sprawiać wrażenie zachowującego się podobnie. ALE! [bitch please!] Ja, sam sobie, sam dla siebie, sam w sobie byłem zawsze. Z właściwym do tego dystansem. Wynikało to też samo z siebie, bez zupełnie powierzchownych czynników, jak w wypadku naszej wspaniałości. Nic jej nie zarzucam. Prócz kilku spraw. No 1 - Nie widzisz kochanie jak fałszywe są Twoje zachwyty, śmiechy, smutki, dyskusje, przemyślenia (o ile istnieją jakiekolwiek). No 2 - przejedziesz się kiedyś, przejedzie i to równo, tym bardziej, jeśli już teraz nie dostrzegasz początku swojego końca i autodestrukcji pod publikę. No 3 - to do mnie nie podobne, tego typu prawie nienawiść, co świadczy tylko o tym, że naprawdę ma swoje podstawy. No 4 - będzie sama dla siebie, będziesz sama bardziej niż myślisz, bardziej sama niż definicja samotności w Twojej malutkiej, słodziutkiej główce. No 5 - straciłaś jakąkolwiek nadziej, co do swojej osóbki w moich oczach i jesteś wybitnym, nielicznym przypadkiem przekreślania ludzi. No 6 - przykro mi bardzo droga Sztuko Sztuk, ale to, co napisane nieodwracalne. Z mojej strony nawet nie nic, ale pusty i nic nie znaczący ... .

piątek, 2 grudnia 2011

Ławica

Kiedyś nas zaleją
w swoim nieprzerwanym ciśnieniu
starych fluidów i cząstek agresji
rozerwą podziurawią skruszą
wszelką napotkaną materię
przekalkują bezwład swój
zbezczeszczą przestrzeń
stawiając pomnik i
próżne sześciany
na klucz jak umysły

Nam zostaje plumkać
kapać często łzą
doskonalić skały
rozdrabniać czasowość
przestrzenność bezdna
pustkę bez skazy
bez rynny dachówki
i rycerza z tablicą

Złamią nas
nim pąki wykwitną
w próżnym kierunku
uderzymy twardo
o bruk chodnik aleję
i porwie nas ławica
taniego tuńczyka hodowlanego
zdyszanych karpi
wąsatych sumów
i ślicznych łososi.