Kiedyś nas zaleją
w swoim nieprzerwanym ciśnieniu
starych fluidów i cząstek agresji
rozerwą podziurawią skruszą
wszelką napotkaną materię
przekalkują bezwład swój
zbezczeszczą przestrzeń
stawiając pomnik i
próżne sześciany
na klucz jak umysły
Nam zostaje plumkać
kapać często łzą
doskonalić skały
rozdrabniać czasowość
przestrzenność bezdna
pustkę bez skazy
bez rynny dachówki
i rycerza z tablicą
Złamią nas
nim pąki wykwitną
w próżnym kierunku
uderzymy twardo
o bruk chodnik aleję
i porwie nas ławica
taniego tuńczyka hodowlanego
zdyszanych karpi
wąsatych sumów
i ślicznych łososi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz