wtorek, 31 maja 2011

Calvin Klein

Zapach kwietny
zwiewnej sukienki
głupiutkiej złotowłosej
grającej w piłkę
z chłopcem porywistym
grzmiącym, widocznym
bo świecącym

Powtórka meczu
sierpniowej reprezentacji
zwiewnej dziewczynki i
butnego chłopca

To wszystko odżywa
wraz z zapachem burzy
nie zaprzeczysz
Starsze dalej rośnie,
gdy rodzi się nowe
wspomnienie

Retrospekcja kupna
sprzedajna
gotowa do konsumpcji
w postaci kolejnego już
smukłego flakonu
pana Calvina K.

Mało trzeba by utrwalić wspomnienia
wystarczy zamknąć je dokładnie
pod skórą impregnowaną
którymś z rozpoznawalnych
niekoniecznie nawet drogich
salonowych zapachów

Potem zostaje już tylko czekać
na podobne powietrze
jego identyczny powiew
na hałaśliwego chłopca
gnającego za
roztargnioną dziewczynką

niedziela, 29 maja 2011

Akt popaprania

Czasem po prostu nie wiem za co się chwycić. Czy zrobić cokolwiek, odważyć się na jakikolwiek gest czegoś-robienia. W tych chwilach uświadamiam sobie jakim tchórzem jestem i jak nisko cenię swoją osobę.
Nie potrafię ruszyć palcem bez obawy przed niepowodzeniem, nie umiem zrobić czegokolwiek dla siebie z zupełnego braku szacunku do jegomościa Vaphel'a.
Chyba jedyne co potrafię to grać w niego. Udawać zdobywcę, aby wejść do Waszego kręgu i spenetrować ciekawskim okiem Wasze dusze. Tak, to mi wychodzi najlepiej, tępe obserwowanie, momentami nieznośne gapienie się i wyciąganie nic nie dających wniosków. Nic nie dających? Mam nadzieję, że kiedyś coś dadzą. Debilną największą wartość naszej rzeczywistości - idiotycznych kilka cyfr tylko za to, że jestem i mówię. Ot cały ja! Ja niezdolny, nieporadny, nieumiejący, niechcący.
Jestem przez przypadek. Przypadek też sprawi, że będę kimś. Jeśli nie w rzeczywistości ogólnodostępnej, to chociaż w realiach własnej wyobraźni. Dlaczego? Zwyczajnie. Stać mnie na taki akt popaprania.

piątek, 27 maja 2011

Pępowina

Zrobić Pop! powinna panna Pępowinna.
Czym prędzej póki skalpel nierdzawy
póki sterylny, nietrujący

Szybki zabieg ot co!
Trochę wysiłku z mojej
Trochę odpustu z Twojej
strony różne mają zdania
moment dłużej, a umrzemy
wydłubiemy sobie szarpiące się gardła
a nawet jeśli przeczekamy
to zabije nas choroba
zabrudzonego ostrza

Dlatego pomyśl czy wolisz
utrzymywać nic nie warte pozory
czy może lepiej
czuć się dobrze
nie niszczyć się wzajemnie
a w szczególności tej istoty
rodzącej się te naście lat. 

sobota, 21 maja 2011

Czerwone

Wczorajszy czerwony księżyc
nie był symbolem
zamienił się z pomarańczowym
słońcem, które powiedziało mi
"cześć" swoim porannym
nie świecącym jak za dnia światłem

wstało zaspane słońce
zupełnie jak ja o poranku
otworzyło swoje jaskrawe oko
na chwile, moment, kilka sekund
żeby z powrotem schować się
za powieką, za chmurami

pożegnał mnie księżyc
powiedział "dobrej nocy"
przywitało mnie słońce
powiedziało "witaj" i
poszło sobie
dalej przysypiać i śnić jeszcze
o głupotach nocnych
o tym jak staje się księżycem
o tym jak nie jest gwiazdą
o tym jak jest człowiekiem
o tym jak mruży swoje najjaskrawsze oko
i idzie spać - tak jak ja idę teraz.

czwartek, 19 maja 2011

Jedyny

Jesteś sobie gdzieś
tam niedaleko
ryczysz może ze mną
może coś innego

chcę wierzyć, że to samo
zawirowało w Tobie tak
jak we mnie mienią się
zupełnie różne emocje

bywasz zbawczynią
bywasz przekleństwem
biesem i aniołem
w jednej myśli

a myśl zgubna może
może nie
decyzja w dużej mierze
jest Twoja
co zrobisz
sprawa Twoja


ja tylko... postaram się
być najlepszy
najwspanialszy
JEDYNY

środa, 18 maja 2011

Ujrzałem kryształowe obojczyki

Ujrzałem i się zachwyciałem
zaślepki na oczach z czarnej bawełny
noszę teraz jakby na znak żałoby
wciąż wpatrzony, rozmarzony
widzę całą epopeję pisaną wierszem
początek, rozwinięcie i
zakończenie owijające moją szyję
ociekają impetem kolorowym
spontanicznym rozpryskiem
rozszerzają kąciki moich ust

czy też
obnażają groźnie kły
w bolesnym pełnym żalu
grymasie grozy i zgryzoty
zawsze gdy tylko uczuję
rzewny sznur łez na szyi
mało to podobne do pereł
a tak delikatnego
subtelnego bogactwa
żądam teraz od siebie
dla siebie, aby zawiesić
na kryształowych obojczykach
Twoich zwiewności

wtorek, 17 maja 2011

Dead Man's Cell Phone

Trudno byłoby mi zapomnieć o wyłączeniu telefonu przed sztuką "A komórka dzwoni" w reżyserii Norberta Rakowskiego. Nie dając jednak wytchnienia malutkiej baterii i nie chcąc utracić kontaktu ze światem poprzestałem na wyciszeniu dźwięków, ze spokojem, że gdy tylko ktoś będzie mnie potrzebował, poczuję delikatne wibracje w kieszeni.
Sztuka "A komórka dzwoni" w dużej mierze prawi o tej potrzebie - bycia na wyłączność dla każdego posiadacza naszego dziewięciocyfrowego kodu. Zanim jednak ta refleksja zagości w naszych głowach, skupić musimy się na problematyce śmierci, w tym wypadku śmierci Gordona (Grzegorz Młudzik) - zupełnie anonimowego zawałowca z szarej, nieciekawej kawiarni nieopodal, posiadacza telefonu z okrutnie irytującym, a co ważniejsze, rzadko milczącym dzwonkiem. Monofonicznej melodyjki nie mogła obojętnie wysłuchiwać Jean (Joanna Matuszek), gdy po chwili stwierdziła zgon właściciela komórki. Momentalnie zrodziła się w niej niespotykana troska o obcego zmarłego i bez namysłu zaczęła odbierać wszystkie jego połączenia. Decyzja ta rozpoczęła serię nieoczekiwanych i zgoła niefortunnych zdarzeń. Jean zrobiła coś zupełnie dla widza niezrozumiałego, szczerze przejęła się losem nieznajomego i bezinteresownie zgodziła wprowadzić siebie w życie pogrążonych w żałobie krewnych.
Jedni powiedzieliby, że bezwstydnie naruszyła czyjąś intymność, inni odparują, że w naszej rzeczywistości nie ma ona racji bytu, a ja zauważę, iż Jean naruszając prywatność rodziny Gordona była zmuszona zbezcześcić także własną. Żałobna depresja kochanki, żony - Hermi (Małgorzata Klara), matki - Pani Gottlieb (Ewa Sobiech) i brata - Dwighta (Konrad Pawicki), a także egocentryzm jaki w nich zrodziła zmusił Jean do umysłowego negliżu. Poświęciła swój czas na prowadzenie irracjonalnej batalii o dobrą pamięć osoby zmarłego, dała się porwać w świat cudzych przewinień, stając się sekretarką kogoś kto powinien być jej zupełnie obojętny, jeśli nie pokarany za czyny, których się dopuszczał. Wchodząc w posiadanie swojego pierwszego i tak niebanalnego telefonu, szuka wraz z widzem wytłumaczenia dla swojej niecodziennej misji.
Skupiając się na samym opracowaniu sztuki muszę pochwalić świetną, klimatyczną muzykę, niesamowity monolog, równie niesamowitego Grzegorza Młudzika, wyjaśniającego z zaświatów tajemnicę swojego zgonu, a także zawadiackość i lekkość z jaką toczy się wartka akcja. Bezbłędnie w swoich aż trzech kreacjach aktorskich wypada także Małgorzata Klara.
To wszystko podreperowało suchą grę Ewy Sobiech (chociaż biorąc pod uwagę jej dojrzałość, wolałbym skłonić się ku myśli, że tak po prostu wyglądała, niestety mnie nie pasująca, wizja matki pogrążonej w żałobie).
Mile zaskoczyła mnie zwyczajność spektaklu, bo za każdym razem udając się do TW profilaktycznie spodziewam się niekontrolowanych wizji artystycznych któregoś z awangardowych reżyserów. Dziękuję więc panu Norbertowi Rakowskiemu za niczym nie zmącony, prosty w odbiorze przekaz, gdyż dobrze jest odpocząć i obejrzeć coś niekoniecznie aż nazbyt współczesnego.
Przyjdźcie, pośmiejcie się z groteski, jaką jest "A komórka dzwoni" - odnajdzie w niej tragizm i komizm, zafascynujcie się zetknięciem świata realnego z fantastycznym, aby w końcu ustalić, co w życiu tajemniczego Gordona było piękne, dobre, a co odrażające i złe.

niedziela, 15 maja 2011

Czyżby...?

Czyżby znów wszystko miało ulec zmianie? Oby... oby.

Rzecz o mnie

Cały tydzień zastanawiałem się nad swoimi priorytetami, jest ich wiele, ale w jakiś sposób strąciłem je na dalszy plan i bardziej przed nimi uciekam niż do nich dążę. Pierwszym moim priorytetem jest prawdopodobnie rodzina - to dla mnie największa wartość. Chcę być w stanie w przyszłości stworzyć zdrową rodzinę tym bardziej, że od pokoleń większość rodzin to te niepełne. Kolejny priorytet to dbanie o siebie - nie przyzwalanie sobie na "zgnicie", na zgryźliwość. Trzeci to nie robienie niczego co byłoby wbrew mnie, co byłoby kłamstwem i nie miałoby w sobie autentyzmu. Tak przyziemne rzeczy jak kariera, pieniądz, dobrobyt to czwarty priorytet, ale gdybym robił listę wstawiłbym go w nawias - nie jest to cel do którego biegnę, jest to coś do czego trafię bez "żyłowania się", ufając jedynie mojej dobrej passie i temu, że kieruję się wcześniejszymi trzema priorytetami.

Tekst, który dostałem już kiedyś czytałem. Jest dla mnie dość trudny i nie wiem czy właściwie go pojmuję. Hierarchia wartość jest w moim odczuciu rzeczą zbędną. Jesteśmy tak różni i chyba większość konfliktów tworzy się przez inną skalę wartości. Pisałem kiedyś tekst, który wydaje mnie się w jakimś stopniu dotyka tego samego tematu. Pisałem o nieustannym dążeniu ludzi ku lepszemu. Nie potrafimy przestać - "nigdy syci, nigdy dość". Wychodzę z założenia, że gdybyśmy przestali uciekać przed "złym" ku "dobremu" i potrafili zadowolić się poziomem i jakością obecnego życia to spędzało by się je spokojniej i przyjemniej. To przez ten właśnie wyścig, który mnie irytuje, odwracam się o 180 stopni i prę wstecz. Wiem jak krzywdzące może to być dla mnie i jak bardzo może mnie zepsuć. Ale sądzę, że jest to właśnie przykład różnych priorytetów - wartości. Ja życzę sobie odbierać świat bardziej czując, mniej działając, mniej ingerując. Wolę się przyglądać, obserwować i wyciągać wnioski.

poniedziałek, 9 maja 2011

Może... albo i nie

Może rzeczywiście najprościej byłoby trzymać się jakiejś myśli. Dążyć do celu, bez myślenia o głupotach. Może rzeczywiście lepiej być działającym trybikiem w społeczeństwie, niż nieruchomym blaszanym stelażem. Chcę sił i chęci chcę... bo chcę żyć... po coś? Powodów jest mnóstwo i pewnie dlatego tak trudno podjąć decyzję, która raz podjęta nie może ulec zmianie bez nieprzyjemnych konsekwencji.

Zawsze podziwiam, trochę aż zazdroszcząc, ludzi, którzy potrafią biec ot tak. Po prostu, bez zadawania pytań, bez zastanowienia i bez przerwy, nieustannie i silnie robią co lubią, czują misję do spełnienia. Mają energię - ja też chcę. Proszę?

piątek, 6 maja 2011

Goły

Chciałbym dać Tobie
zapach mojego oddechu
chciałbym wiedzieć, że
polubisz go jak lubisz mnie

Chciałbym dać Tobie
siłę moich ramion
ich ciepło, ich ochronę
chcę, aby zapewniły Ci
bezpieczeństwo

Do tego czuję się zobowiązany
Nieprzymuszenie zobowiązany
do otaczania Cie swoją ręką
do masażu stopy o stopę
przy rozgrzanym kominku

Czuję się zobowiązany
do muskania Twoich ust
moimi ustami ich oplatania
moimi zębami zaznaczania ich
przynależności do mnie
zagryzania ich chciwie w porywie
krnąbrności

Czuję się zobowiązany
do Twojego ciała uwielbienia
dotykania go jak złota
najszlachetniejszych skarbów
zwieńczonych diamentami

Pilnowania skarbu
Twojego niewinności diademu
Diademu winnością skażonego
To nieistotne

Ostatecznie
Czuję się zobowiązany
Nie ja, ale moja natura
czuje obowiązek krwi
wypełnia ciała
ich gąbczaste jamy
w przypływie mocy
naprężają się
w przypływie mocy chcą
Ciebie pełną
krwistością Cię napełnić
otoczyć i wtoczyć w Ciebie
całą swą siłę i żywotność
Poruszyć Cię do głębi chcą
chcę Cię w głębi czuć
w głębi Twojej moją oczywistość
skryć

Tego chciej ode mnie
Chciej to dać mi
i chciej mówić mi
więcej i dużo

i

Dzielić siebie, a
ja będę Twój.

It is (not) the men's world

Gdzie są kobiety?
Gdzie walka i wojaczka
w imię niewinnej niewiasty
gdzie nieśmiałe gesty uwielbienia
gdzie skromne skinienie głowy
na śmielszy dotyk

Przyzwolenie
wolno nam wszystko
możemy kupować jak bogacze
w sklepie Waszych cnót
w sklepie Waszej nieśmiałości
w sklepie śmiałości Waszych gier
w sklepie Waszego zaprzedania

Wolno nam tykać i dotykać
macać, pieścić
wolno smakować ust
na zawołanie jesteście
jak stewardesy
jak mężczyźni

Jesteście proste tak jak
chciałyście być proste
I nie nam szukać winowajcy
Może i mądry miał być mężczyzna
ale to Wy chciałyście być lepsze
Chciałyście być równe

Dla mnie (nie)stety jesteście
Stawiam Was na równi
Stoicie nieopodal boginii którą
widzę wciąż złotą
niewinną i głupiutką
ale nie głupią
kobiecą i słabą
silną w swym mężczyźnie
mocarną w swoim zaufaniu do niego
wszechwładną wobec Was

Wy jesteście słabe
wciąż gorsze niż mężczyźni
próbujecie ich, próbujecie ICH
chcecie być jak ONI
Są paskudni!
Zostawcie ich!
Bądźcie kobietami!
Pozwólcie mężczyźnie być mężczyzną.
Pozwólcie mu odczuć róznicę
między nieporadnością
a nieumiejętnością w koachaniu

Nie bądźcie nami
bo my mamy siebie dość
rzygamy sobą i klepiemy siebie po pyskach

Zróbcie jedno

Bądźcie kobietami

czwartek, 5 maja 2011

Świja

Byłem sobie
dawno temu za górami
za chaszczami przeszłości.
Byłem sobie mały i niewinny
jak rozbity antyk
jak złączone klejem paluszki.
Zbierałem i kolekcjonowałem
doświadczenia jak blaszki z czipsów,
które szybko oddawałem,
wymieniałem się za kolejną paczkę
smażonych ziemniaków.
Żeby zjeść, pochłonąć, rozgryźć
kolejny smak, bądź wydłużyć trwanie
poprzedniego.

Poprzedniego ja nie ma.
duże dziecięce ciało
zamknąłem w paczce o smaku
mocnym mięsnym bekonowym.
Z młodego cielaka zrodził się
stary smak i nowe ciało
o zapachu innym
bardziej zwiewnym, niepewnym
nietutejszym
zawsze się czułem sobą
chociaż czasem mniej
częściej bardziej mną
ale zawsze sobą
tutejszym bywalcem

trochę przejedzony aż do obrzygania
zwracam to co miało być kolekcją
nie miałem memłać i ślinić
suwać językiem

trzeba było kosztować oczami
z należną trwogą i powagą
jak w skansenie
bywałem w nich z klasą innych cieląt

gruba starsza, bo nie stara
świnia w oborze wpieprza resztki
kartofli, które nie doczekały oleju
w akompaniamencie nut rozwieranego odbytu
i kapiącej ciekłej kupy
wpieprza i chrząka jakby była rżnięta
sama aż się o rżnięcie prosi

A ona płacze na elementy wazy
leżą pod toną gnoju
na wpół przetrawionych kartofli
ceramicznie krzyczą
świnia płacze i gryzie pogniłe pyry
Raciczki to nie dłonie
Gówno nic nie sklei

środa, 4 maja 2011

Cheer up! You are from Poland!

"W teatrze jestem elementem niezbędnym w strukturze spektaklu -
cudowne, jakże potrzebne uczucie, być jedną z istotnych cegiełek w budowaniu wszechświata."
Oglądając dziś program pierwszy Telewizji Polskiej jednym okiem, a obojgiem uszu słuchając przemówienia Bronisława Komorowskiego uznałem, że nie odpuszczę sobie komentarza, pomimo mojej znikomej uwagi w sprawy polityczne, bo też o takowe nie chodzi, jeśli mówi się o patriotyzmie. W myślach dopowiedziałem sobie słynne "Kiedy pytają mnie..." i szczerze zasłuchałem się w, jak  mi się z początku zdawało, trzeciomajową paplaninę.
Mnie i Wam będzie łatwiej jeśli przytoczę najistotniejszy dla mnie fragment:
"W naszym życiu zbiorowym jest ciągle zbyt dużo pesymizmu i wzajemnych pretensji. Za mało patriotyzmu utkanego z nadziei, za mało poczucia autentycznej wspólnoty, za mało doceniania sukcesów i zmian na lepsze. Taki patriotyzm narodowego optymizmu, wiary we własne siły nie wyklucza przecież krytyki błędów czy niedociągnięć, ale nigdy nie zapomina o tym, że to od nas, od Polaków, nie od kogokolwiek innego zależy siła i pomyślność Rzeczpospolitej."
Boli mnie to, że tak bardzo chcemy uciekać. Nie znam szczegółowych intencji emigrantów, ale sądzę że wynika to właśnie z braku "poczucia autentycznej wspólnoty" i ze wspomnianego pesymizmu, a szczególnie "wzajemnych pretensji". My to już tak mamy, że "Polak Polakowi wilkiem". I my to już tak mamy, że "My to już tak mamy...", czyli nie wierzymy w jakiekolwiek tego stanu rzeczy zmiany. Dla mnie to bardzo prosta sprawa nie wytaczać z siebie mnóstwa gnoju w postaci wiecznego niezadowolenia, niektórzy jednak lubią sobie nasrać pod nos, a później dziwią się, że im śmierdzi. Są tacy którzy przegadają wszystkie "sukcesy i zmiany na lepsze" tylko po to, aby udowodnić sobie, że jest źle, aby zrobić z siebie mędrca wśród głupców, którzy pomimo wszystko trwają przy optymizmie. No bo przecież optymista to idiota i marzyciel, a w życiu nie udaje się nic i instytucja państwa ma nam to tylko ułatwić."Wiara we własne siły", może i wyrywam słowa z kontekstu, ale sam fakt, iż padają one w przemówieniu o patriotyzmie świadczy że są jego częścią, bo miłość do ojczyzny to nie tylko wojaczka za nią i walka z zaborcą. Tak więc wiara we WŁASNE siły - myślenie co mogę zrobić, aby było mi lepiej, co mogę tu i teraz, a nie tam w Anglii, czy innych Niemczech. Wiara w to, że ma się te siły, siły inne niż wypluwanie zlepku pesymistycznych uwag przy każdym "poślizgnięciu" któregoś z polityków, któregoś człowieka, któregoś Polaka, któregoś z Nas. "Za mało patriotyzmu utkanego z nadziei...". Nadzieja matką głupich? Głupio by nam było gdybyśmy byli Niemcami, Rosjanami, czy Austriakami i dowiedzieli się, co by było gdybyśmy mieli nadzieję. Dziękuję garstce "głupców", którzy walczyli mniej lub bardziej - na tyle na ile pozwalała im odwaga, o to abym mógł używać "ę" i "ą" występujących tylko w języku polskim, żebym mógł łamać język przy stole z powyłamywanymi nogami mówiąc "Spadł bąk na strąk, a strąk na pąk. Pękł pąk, pękł strąk, a bąk się zląkł.". Dziękuję swojemu pradziadkowi, który podczas powstania warszawskiego osierocił mojego dziadka.
Cholera mnie bierze, gdy ktokolwiek mówi, że tu nie da się nic zmienić. Nie jestem tępy i widzę, że nie jest tak dobrze jak mogłoby być, ale to nie oznacza, że jest źle i nie oznacza, że nie da się nic zmienić, bo nie da się tylko jeśli Wam się nie chce. Państwo to nie sejm i senat, to nie PiS i PO - państwo to my - to obraz Nas i  Nasze dzieło. Jeśli wszyscy postawimy krzyżyk na centralnej części Europy to nie będzie ona niczym innym jak cmentarzyskiem, zbiorową mogiłą pustych ludzi bez własnej świadomości, bez swojego stada. Możecie porozlatywać się po całym świecie, zarabiać swoje upragnione góry pieniędzy, bądź żyć wśród "lepszych" według Was nacji, jedno jest pewne - nie będzie Wam dobrze jeśli polskie obywatelstwo uznacie za skazę, jeśli będziecie się czuć tymi "gorszymi" wśród tych "lepszych". Obywatelstwo, korzenie to coś niezbywalnego, czego nie da się wymazać i nie może stanowić pewnego rodzaju kompleksu, gdy chcemy czuć się dobrze sami ze sobą.
Nie nagabuję do dożywotniego przywiązania do miejsca, w którym się urodziliśmy. Proszę tylko o sentyment do niego, o dostrzeżenie wpływu jaki z pewnością wywarł na nasz obecny kształt, o wiarę w pomyślność ludzi, z którymi zawsze się porozumiemy niezależnie od dialektu.
Przydałaby się też Nam powtórka materiału z pozytywizmu... ale to już kiedy indziej.