środa, 4 maja 2011

Cheer up! You are from Poland!

"W teatrze jestem elementem niezbędnym w strukturze spektaklu -
cudowne, jakże potrzebne uczucie, być jedną z istotnych cegiełek w budowaniu wszechświata."
Oglądając dziś program pierwszy Telewizji Polskiej jednym okiem, a obojgiem uszu słuchając przemówienia Bronisława Komorowskiego uznałem, że nie odpuszczę sobie komentarza, pomimo mojej znikomej uwagi w sprawy polityczne, bo też o takowe nie chodzi, jeśli mówi się o patriotyzmie. W myślach dopowiedziałem sobie słynne "Kiedy pytają mnie..." i szczerze zasłuchałem się w, jak  mi się z początku zdawało, trzeciomajową paplaninę.
Mnie i Wam będzie łatwiej jeśli przytoczę najistotniejszy dla mnie fragment:
"W naszym życiu zbiorowym jest ciągle zbyt dużo pesymizmu i wzajemnych pretensji. Za mało patriotyzmu utkanego z nadziei, za mało poczucia autentycznej wspólnoty, za mało doceniania sukcesów i zmian na lepsze. Taki patriotyzm narodowego optymizmu, wiary we własne siły nie wyklucza przecież krytyki błędów czy niedociągnięć, ale nigdy nie zapomina o tym, że to od nas, od Polaków, nie od kogokolwiek innego zależy siła i pomyślność Rzeczpospolitej."
Boli mnie to, że tak bardzo chcemy uciekać. Nie znam szczegółowych intencji emigrantów, ale sądzę że wynika to właśnie z braku "poczucia autentycznej wspólnoty" i ze wspomnianego pesymizmu, a szczególnie "wzajemnych pretensji". My to już tak mamy, że "Polak Polakowi wilkiem". I my to już tak mamy, że "My to już tak mamy...", czyli nie wierzymy w jakiekolwiek tego stanu rzeczy zmiany. Dla mnie to bardzo prosta sprawa nie wytaczać z siebie mnóstwa gnoju w postaci wiecznego niezadowolenia, niektórzy jednak lubią sobie nasrać pod nos, a później dziwią się, że im śmierdzi. Są tacy którzy przegadają wszystkie "sukcesy i zmiany na lepsze" tylko po to, aby udowodnić sobie, że jest źle, aby zrobić z siebie mędrca wśród głupców, którzy pomimo wszystko trwają przy optymizmie. No bo przecież optymista to idiota i marzyciel, a w życiu nie udaje się nic i instytucja państwa ma nam to tylko ułatwić."Wiara we własne siły", może i wyrywam słowa z kontekstu, ale sam fakt, iż padają one w przemówieniu o patriotyzmie świadczy że są jego częścią, bo miłość do ojczyzny to nie tylko wojaczka za nią i walka z zaborcą. Tak więc wiara we WŁASNE siły - myślenie co mogę zrobić, aby było mi lepiej, co mogę tu i teraz, a nie tam w Anglii, czy innych Niemczech. Wiara w to, że ma się te siły, siły inne niż wypluwanie zlepku pesymistycznych uwag przy każdym "poślizgnięciu" któregoś z polityków, któregoś człowieka, któregoś Polaka, któregoś z Nas. "Za mało patriotyzmu utkanego z nadziei...". Nadzieja matką głupich? Głupio by nam było gdybyśmy byli Niemcami, Rosjanami, czy Austriakami i dowiedzieli się, co by było gdybyśmy mieli nadzieję. Dziękuję garstce "głupców", którzy walczyli mniej lub bardziej - na tyle na ile pozwalała im odwaga, o to abym mógł używać "ę" i "ą" występujących tylko w języku polskim, żebym mógł łamać język przy stole z powyłamywanymi nogami mówiąc "Spadł bąk na strąk, a strąk na pąk. Pękł pąk, pękł strąk, a bąk się zląkł.". Dziękuję swojemu pradziadkowi, który podczas powstania warszawskiego osierocił mojego dziadka.
Cholera mnie bierze, gdy ktokolwiek mówi, że tu nie da się nic zmienić. Nie jestem tępy i widzę, że nie jest tak dobrze jak mogłoby być, ale to nie oznacza, że jest źle i nie oznacza, że nie da się nic zmienić, bo nie da się tylko jeśli Wam się nie chce. Państwo to nie sejm i senat, to nie PiS i PO - państwo to my - to obraz Nas i  Nasze dzieło. Jeśli wszyscy postawimy krzyżyk na centralnej części Europy to nie będzie ona niczym innym jak cmentarzyskiem, zbiorową mogiłą pustych ludzi bez własnej świadomości, bez swojego stada. Możecie porozlatywać się po całym świecie, zarabiać swoje upragnione góry pieniędzy, bądź żyć wśród "lepszych" według Was nacji, jedno jest pewne - nie będzie Wam dobrze jeśli polskie obywatelstwo uznacie za skazę, jeśli będziecie się czuć tymi "gorszymi" wśród tych "lepszych". Obywatelstwo, korzenie to coś niezbywalnego, czego nie da się wymazać i nie może stanowić pewnego rodzaju kompleksu, gdy chcemy czuć się dobrze sami ze sobą.
Nie nagabuję do dożywotniego przywiązania do miejsca, w którym się urodziliśmy. Proszę tylko o sentyment do niego, o dostrzeżenie wpływu jaki z pewnością wywarł na nasz obecny kształt, o wiarę w pomyślność ludzi, z którymi zawsze się porozumiemy niezależnie od dialektu.
Przydałaby się też Nam powtórka materiału z pozytywizmu... ale to już kiedy indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz