Spóźniony już śpiąc
na wpół zmotywowany
otrzepuję ciało ze snów
Goniąc tramwaj
uciekam przed dymem
Chwytam ciepłe dźwięki
przetwarzane z trudem
na uśmiech mobilizacji
Patrzę na ludzi i
zamiast wiedzy
chłonę ich opary
Struty przez nich
chodzę i odbija mi się
na wymioty zbiera
Ale wciąż
Mniej lub bardziej
stabilny
Nie tracąc czasu
jestem w pracy
Tam
ludzka nieudolność
niechęć leniwa
sprytna żonglerka czasem
który nie chce mijać
Ostatni
spacer przez miasto
Dym ucieka ode mnie
Ja od siebie odchodzę
na bezpieczną odległość
W cieple już
posilam się
Fekaliami
serwowanymi
Przez Was
z tym odurzeniem
Ogłupiony
Opatulam się
Kołdrą bezpieczeństwa
i wracam do miejsca
z którego codziennie
wyrywa trwanie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz