czwartek, 21 kwietnia 2011

Prosto nie znaczy -otycznie

Niezaprzeczalnie zmieniło się. Nie wiem czy Wy zauważyliście, ale spuściłem z tonu. Przestałem pisać pełne skomplikowanych słów sraki z mózgu. W dwóch pierwszych postach na vaphelpatrzy czuć jeszcze naleciałość rzygowin dystymicznego, werterowskiego pseudofilozofa. Pokonałem ten mur i potrafię teraz kliknąć "Nowy Post" bez zastanawiania się, czy jest co pisać i jak to napisać. Zawsze jest coś co mogę skomentować i nie wiem czemu cenzurowałem i tłamsiłem wszelkie -otyzmy, o których też warto pisać. Chociaż czuję się dalej nieswojo nie robiąc pauz na refleksję, czuję się nagi, to w jakiś sposób odpowiada mi ten brak fromy i treści. W pełni obrazuje moje wypalenie i zniechęcenie do czegokolwiek. Męczy mnie wszystko, a ostatnio najbardziej moje wybujałe ego. Bawi mnie i z zażenowaniem przyglądam się sobie oczyma wyobraźni jak popierdalam wylaszczony przez miasto. Słuchawki na uszach, rusztowanie z lakieru na włosach (najlepszy czarny Taft!), rureczki, trampeczki, okulary Stevie Wondera i szmaciurka nonszalancko otulająca szyję. Oto mój kostium sceniczny. I gdy tak pędzę swoim pewnym krokiem, wyprostowany noszę wyimaginowany stos książek na głowie. Brak tylko Pani Żylastej szepczącej "Strike a pose, vogue, vogue.".
W tym kostiumie i opracowanych ruchach scenicznych czuję się pewnie, czuję się jednym z Was, bo przecież w końcu lubicie mnie takiego i nawet ja do czasu byłem taką wersją siebie oczarowany. Jestem wśród Was - zdobywców i penetratorach otoczenia, razem z Wami plądruję... oskubuję to, co ze świata zostało, wyrywam resztki piór żeby się nimi przyozdobić i wygrać.

Ale powiedzcie mi, tak szczerze, zdradźcie tajemnice... jaka czeka mnie nagroda na mecie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz